Dwie firmy z ogromnym kapitałem zagranicznym postawią w tym roku w okolicach Słupska i Ustki kilkaset wiatraków, wytwarzających prąd. Zapowiadają, że to nie wszystko, bo co roku będą dostawiać kolejne, a inwestycja pochłonie miliony dolarów.

Obie firmy mają kapitał i są już bardzo zaawansowane w budowie – skupują ziemię od rolników i kupują turbiny. Przed nimi najtrudniejsze zadanie – rozmowy z odbiorcą, czyli zakładami energetycznymi.

Największym problemem jest pojemność sieci w naszym kraju. To jest rzecz, która wymaga absolutnie restrukturyzacji – budowania nowych linii, które spowodują, że będzie faktycznie gdzie tę energię wpiąć – mówi Radosław Sałaciński, zastępca dyrektora jednej z firm stawiających wiatraki.

Prądu, który będzie z nich płynął, wystarczy dla 1,5-milionowego miasta. Niestety, w okolicach farm wiatrowych nie będzie on tańszy, bo ceny regulowane są ustawowo.

Nie wszystkim okolicznym mieszkańcom inwestycja obu firm przypadła do gustu – im bliżej farm wiatrowych, tym głośniejsze są protesty. Jest już jednak za późno, bo firmy spełniły wszystkie wymogi.