Na początku marca czterech mężczyzn wdarło się do garażu jednego z komisariatów w Sopocie. Zdemolowali cztery radiowozy i uciekli. Ponieważ sprawców nie udało się zatrzymać, sprawę ze wstydu utrzymywano w tajemnicy przez cztery miesiące.

Przestępcy weszli na teren komendy i przez kilkanaście minut w garażach dewastowali radiowozy. Porozbijali koguty, lampy, poprzebijali opony, wykręcili anteny. Mimo że na posterunku "czuwał" oficer dyżurny, był też monitoring, to napastnicy uciekli. Kamery urzędu skarbowego na sąsiednim budynku zarejestrowały wprawdzie przestępców, ale nie da się

sporządzić ich rysopisów. Nie udało się też zabezpieczyć żadnych śladów.

Teraz policjanci się wstydzą i intensywnie szukają bezczelnych wandali: Te działania, które później podjęliśmy, zabezpieczenia tego rejonu i ewentualnego ustalenia, były na szeroką skalę, bo poczuliśmy się dotknięci tym zdarzeniem - mówi podinspektor Mariusz Dąbrówka z komendy w Sopocie.

W sprawę zaangażowano cały sztab ludzi, m.in. techników z komendy wojewódzkiej, w miasto ruszyli też wywiadowcy. Wszystko na nic. Za to przy komisariacie zamontowane zostały dodatkowe kamery, częściej kontrolowany jest też teren wokół garaży.