Im dalej posuwa się dochodzenie w sprawie zderzenia amerykańskiego okrętu podwodnego "USS Greeneville" z japońskim statkiem rybackim tym więcej wykazuje zaniedbań środków ostrożności przez załogę okrętu.

Radiolokator na "Greeneville" na ponad godzinę przed katastrofą wykrył w okolicy obecność statku szkoleniowego "Ehime Maru", ale potem nie zauważono go, mimo kilkakrotnego oglądu wód przez peryskop przed planowanym manewrem błyskawicznego wynurzenia na powierzchnię. Śledztwo prowadzone przez amerykański Zarząd Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) wykazało także, że jeden z członków załogi łodzi, odczytujący dane z radiolokatora, bezpośrednio przed wypadkiem na pewien czas zaprzestał tej czynności z powodu obecności cywilnych gości w pomieszczeniu, w którym pracował. Przedstawiciel NTSB, John Hammerschmidt, który o tym poinformował, nie powiedział, czy to przerwanie pracy przyczyniło się do katastrofy. Dotychczas dowództwo marynarki wojennej utrzymywało, że obecność 16 cywilów na pokładzie "Greeneville" nie była przyczyną zderzenia, chociaż - jak ustalono - jednemu z nich pozwolono na pewien czas zasiąść za sterem łodzi. Marynarka wojenna zarządziła jednak, by na czas śledztwa nie przeprowadzać manewrów błyskawicznego wynurzenia łodzi podwodnych z cywilnymi gośćmi na pokładzie.

Wynurzając się "USS Greeneville" uderzył w kadłub "Ehime Maru" i zrobił w nim dziurę, powodując zatonięcie statku w ciągu kilku minut. Zginęło dziewięciu członków załogi "Ehime Maru", w tym uczniowie szkoły rybackiej.

Foto EPA

02:15