Bałagan wokół ustawy reprywatyzacyjnej. Rząd zapowiada zwrot mienia zagrabionego przez komunistyczne władze, ale na razie nie oszacował kosztów operacji. A te mogą być zabójcze dla budżetu państwa. Ustawę krytykują też konstytucjonaliści. Podkreślają, że projekt przygotowywany przez Ministerstwo Skarbu jest zbyt ogólnikowy i może doprowadzić do lawiny roszczeń.

Przygotowujący ustawę resort skarbu na pytanie, jak będą wyglądać koszty reprywatyzacji, odpowiada po prostu: będzie dobrze. To dość ryzykowna postawa, zważywszy że na obliczenia pozostało niewiele czasu. Projekt ma być gotowy już na koniec maja, a o liczbie ewentualnych odszkodowań albo ich konkretnej wartości, nie wiadomo nic. Nie będzie to taki koszt, by zagrozić państwu polskiemu - mówi reporterom RMF FM rzecznik Ministerstwa Finansów.

Jednak ekonomiści twierdzą co innego. Szacują koszt całej operacji na kilkadziesiąt, a nawet dwieście miliardów złotych. Eksperci w jednym są zgodni – resort przygotowując ustawę, powinien dokładnie wiedzieć ile będzie kosztować. Trzeba mieć ewidencję, trzeba mieć inwentarz i trzeba wiedzieć ile to kosztuje oraz z czego to sfinansować - mówi Bogdan Woźnikiewicz, wiceszef Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Jednak rządowi z przygotowaniem takiego bilansu na razie się nie spieszy.

Według konstytucjonalistów projekt ustawy, to na razie tylko luźna koncepcja, w dodatku naszpikowana licznymi wadami. Nie określono dokładnie, komu przysługuje zwrot majątku czy na jakich zasadach miałby się on odbywać. Nie oszacowano nawet skali kosztów.

Co zrobić w takiej sytuacji? Przede wszystkim się nie spieszyć. Rząd powinien po pierwsze zrobić symulację ekonomiczną, dokładną analizę prawną. Będzie tutaj sprawa szła o ogromy majątek. Zatem należy ten krąg osób jak najbardziej ograniczyć – mówi profesor Marek Chmaj.