Absurdalne przepisy z czasów PRL wciąż obowiązują i dotyczą setek tysięcy ludzi wypoczywających w górach czy nad morzem. Osoby przyjeżdżające na urlop do strefy nadgranicznej mają obowiązek zameldowania się. W przeciwnym wypadku grozi im grzywna, a nawet areszt. Prawa wciąż nie zmieniono, bo nie ma do tego woli politycznej - mówią mundurowi.

Każdy turysta, przyjeżdżający np. do miejscowości letniskowej nad morzem, ma 24 godziny na zgłoszenie swojego pobytu. Może to zrobić na policji. Obcokrajowcy muszą się zameldować w ciągu 4 dni od przyjazdu.

Kłopotu nie ma, jeżeli turyści wypoczywają w hotelach lub pensjonatach. Obowiązujące przepisy zmuszają bowiem administratorów tych obiektów do zgłoszenia takiego pobytu odpowiednim służbom. Gorzej, jeśli np. obcokrajowiec przyjeżdża do prywatnej osoby. Wówczas zameldować go musi zapraszający.

Przepisy te reguluje ustawa o ewidencji ludności i dowodach osobistych - tłumaczy naszemu reporterowi podpułkownik Henryk Kowalski z Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdańsku.

Osoba, która się nie zamelduje, może zapłacić grzywnę w wysokości 100-200 zł. Może nawet... trafić do aresztu.

Absurdalnych przepisów od lat nie zmieniono, bo nie było ku temu woli politycznej - mówi Wojciechowi Jankowskiemu policjant. Teraz jest jednak nadzieja na to, że przepis zniknie do 2014 roku, kiedy pojawi się nowe prawo dotyczące ewidencji ludności i dowodów osobistych.