Ratownicy już drugą dobę próbują dotrzeć do górnika uwięzionego po wstrząsie w kopalni Bielszowice. Pokonali w skalnym zwałowisku 4 metry od miejsca, w którym ostatniej nocy znaleziono innego poszkodowanego w tym wypadku. Ratownicy zamierzają po raz kolejny użyć lokalizatora sygnału z lampy zaginionego, aby ustalić dokładne miejsce, w którym się znajduje.

Zastępy ratownicze starają się dotrzeć zaginionego także z drugiej strony rumowiska. Na miejsce jest dostarczana specjalna kamera, która być może zostanie użyta do zlokalizowania zasypanego - wynika z informacji przekazanych przez przedstawicieli Polskiej Grupy Górniczej (PGG) i Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego (CSRG).

Jeszcze dziś dojdzie do ponownej próby lokalizacji lampy górniczej zaginionego pracownika. Wszystko wskazuje na to, że górnik w chwili zawalenia się skał miał ją przy sobie - powiedział rzecznik Polskiej Grupy Górniczej Tomasz Głogowski.

Do wstrząsu w tzw. ruchu Bielszowice - części należącej do Polskiej Grupy Górniczej kopalni Ruda w Rudzie Śląskiej - doszło w sobotę przed godz. 9. w rejonie jednej ze ścian, 780 metrów pod ziemią. Wskutek wstrząsu o magnitudzie ok. 2,5 doszło do obwału skał w wyrobisku na odcinku 50-60 m. Zostało tam uwięzionych dwóch pracowników. Akcja ratownicza rozpoczęła się ok. 9.30.

Po północy, po ok. 15 godzinach akcji ratownicy dotarli do pierwszego z poszkodowanych, z którym kilka godzin wcześniej nawiązali kontakt. Po przetransportowaniu go na powierzchnię został zabrany do szpitala św. Barbary w Sosnowcu. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nie ma jednak - jak dotąd - kontaktu z drugim poszkodowanym.

Jak przekazywali wcześniej przedstawiciele sztabu akcji, drugi z górników powinien być ok. 10 metrów od miejsca, w którym znaleziono pierwszego pracownika. Tak wynika z sygnału nadajnika w lampie zaginionego i relacji ocalonego górnika.

Skrajnie ciężkie warunki akcji ratunkowej

Rzecznik CSRG Robert Wnorowski powiedział, że ratownicy, próbujący dotrzeć do poszkodowanego, przekopali dotychczas około 4 metrów. Prace są prowadzone w bardzo trudnych warunkach. W zwałowisku, poza skałami są elementy przygniecionej przez obudowy, przenośnika i innego kopalnianego sprzętu.

Dzisiaj na miejsce pojechała kamera endoskopowa, którą można wprowadzić do wąskich szczelin i podejrzeć, co znajduje się dalej, jednak decyzję o jej ewentualnym użyciu podejmie kierownik akcji - zaznaczył Wnorowski.

Rzecznik PGG Tomasz Głogowski potwierdził, że kamera na wysięgniku jest transportowana na dół kopalni, jednak nie zapadła decyzja czy zostanie użyta.

Jak poinformował Głogowski, ratownicy, którzy na wcześniejszym etapie akcji przebijali się przez zasypane wyrobisko od jednej strony - gdzie według sygnałów z lamp było bliżej do zaginionych -próbują dostać się do poszukiwanego także od strony ściany.

W sztabie akcji ponownie pojawił się wiceminister aktywów państwowych Piotr Pyzik, by otrzymać informacje na temat przebiegu poszukiwań - podał rzecznik.

Akcja ratownicza trwa drugą dobę

W chwili wstrząsu, w bezpośrednio zagrożonym rejonie, było trzech górników pracujących przy remoncie rurociągu. Jeden z nich, sztygar, zdołał wycofać się bez obrażeń. Urwał się kontakt z dwoma ślusarzami w wieku 31 i 42 lat. Akcja ratownicza rozpoczęła się ok. 9.30, skierowano do niej ok. 30 ratowników.

Przed godz. 17 w sobotę przedstawiciele sztabu akcji poinformowali, że ratownicy zlokalizowali w zwałowisku lampy zaginionych górników - odebrali sygnał z umieszczonych w nich nadajników. Według szacunków, były one wtedy 10-20 m od zastępów ratowniczych. Ratownicy, którzy wcześniej starali się dotrzeć do poszkodowanych z dwóch stron zwałowiska, po namierzeniu lamp zostali przesunięci do prac na jednym kierunku, z którego było bliżej do poszukiwanych. Teraz - jak wynika z informacji PGG - znów próbują dotrzeć do zaginionego z obu stron.

Po godz. 19 w sobotę, po blisko 10 godzinach akcji, rzecznik PGG przekazał informację, że ratownicy nawiązali kontakt z jednym z uwięzionych w zwałowisku górników. Rozmawiał on z ratownikami i widział ich lampy. Za pomocą wysięgnika podano mu wodę i koc. Po kilku kolejnych godzinach, po północy, mężczyzna został wyciągnięty ze zwałowiska, przetransportowany na powierzchnię i przewieziony do szpitala. Przedstawiciele placówki podali rano, że nie odniósł poważniejszych obrażeń i jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.