„Chcemy określenia czasu transportu międzyszpitalnego. Może to zapobiec wielu nieszczęściom” - mówi Adrian Stanisz ze Społecznego Komitetu Ratowników Medycznych w Krakowie. Swoje propozycje rozwiązań ratownicy medyczni już w maju ubiegłego roku przesłali do ministerstwa zdrowia. Resort jednak nie zareagował na nie. Informacje te pojawiają się w momencie, gdy rozpoczyna się prokuratorskie śledztwo ws. okoliczności śmierci półrocznej Basi z Kutna, która miała być przewieziona do kliniki w Łodzi. Ale według szpitala karetka przyjechała po dziecko dopiero po 3 godzinach od wezwania.

Krakowscy ratownicy swoje stanowisko przesłali jako sugestie do projektu rozporządzenia w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu leczenia szpitalnego. Nie zostały one jednak wzięte pod uwagę.

Zobacz pismo ratowników medycznych do resortu zdrowia

A szkoda, bo jak mówią mogłyby uratować życie wielu osobom m.in. z zawałami i udarami. Ratownicy mają trzy propozycje ram czasowych - w przypadku pacjentów z bezpośrednim zagrożeniem życia karetka transportowa powinna pojawić się w ciągu 20 minut. W przypadku pacjentów stabilnych, czyli takich, których stan pozwala na czekanie - 60 minut, a w przypadku pacjentów niestabilnych - czas miałby określać lekarz. Ratownicy chcą również określenia składu załogi i wyposażenia karetek transportowych.

Karetka przyjechała 3 godziny od wezwania. Dziecko zmarło

Prokuratura z Kutna bada okoliczności śmierci półrocznej Basi z Kutna, która miała być przewieziona do kliniki w Łodzi. Ale według szpitala karetka przyjechała dopiero po 3 godzinach. Dopiero specjalistyczne badania tkanek i toksykologiczne wyjaśnią przyczynę śmierci niemowlęcia. Sekcja zwłok nie dała odpowiedzi na pytanie, dlaczego dziecko zmarło.

Zostały pobrane próbki do dalszych badań - histopatologicznych i toksykologicznych. Po uzyskaniu wyników z tych badań - prawdopodobnie za dwa, trzy tygodnie - biegły przeprowadzający sekcję zwłok wyda opinię, co było przyczyną śmierci dziewczynki - informują śledczy.

Matka zgłosiła się z Basią do lekarza do przychodni, bo właśnie wypadał termin szczepienia. Powiedziała lekarce, że córeczka kaszle. Dziecko zostało zbadane. Pani doktor stwierdziła, że kaszel jest wynikiem tego, że Basia ząbkuje. Zdecydowała, żeby podać szczepionkę - mówi ciotka dziewczynki.

Po podaniu łączonej szczepionki Basia stała się apatyczna. Zaniepokoiło to rodziców. Zabrali ją do innego lekarza. Ten skierował dziewczynkę do szpitala w Kutnie z podejrzeniem zapalenia płuc. Dzień później stan zdrowia dziewczynki był już na tyle zły, że lekarze zadecydowali o przewiezieniu jej do specjalistycznej kliniki pediatrycznej w Łodzi. Po chorą miała przyjechać karetka pogotowia z Łodzi.

Jak mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania, z informacji przekazanych przez szpital wynika, że karetka przyjechała dopiero po ok. trzech godzinach. Kilka minut później dziecko zmarło. W związku z tymi informacjami kutnowska prokuratura wszczęła śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci dziewczynki.

Trwają ustalenia, przesłuchania świadków, zabezpieczona została dokumentacja medyczna. Zabezpieczono też treść rozmów, które szpital prowadził z Wojewódzką Stacją Ratownictwa Medycznego w Łodzi. W aptece, w której rodzice kupowali szczepionkę, zabezpieczono serię lekarstwa. 

Według rzecznika śledczy będą musieli m.in. odpowiedzieć na pytanie, czy prawidłowa była decyzja o podaniu dziecku szczepionki, mimo że dziecko kaszlało. Sprawdzane będą działania służb medycznych szpitala - od przyjęcia dziecka do placówki i umieszczenia go na oddziale pediatrycznym. Trzeba będzie odpowiedzieć na pytania m.in., czy prawidłowa była diagnostyka, terapia i czy prawidłowa była decyzja o konieczności przetransportowania dziewczynki do Łodzi. Jeżeli tak, czy ta decyzja nie została podjęta zbyt późno i czy podjęto wystarczające działania, aby ten transport zapewnić jak najszybciej.

Jak mówił Kopania, śledczy ustalać mają też kwestie związane z działaniem w tejTutaj  sprawie Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. Tutaj trzeba będzie odpowiedzieć, czy te trzy godziny, kiedy jechała karetka, mogły mieć wpływ na śmierć dziewczynki - powiedział.

(mpw)