Ci, którzy spodziewali się, że wczorajsze obrady Rady Gabinetowej przyniosą przełom w kryzysie finansów państwa mogli doznać bolesnego rozczarowania. Szacowne grono - prezydent, premier i ministrowie - zebrało się wprawdzie na parę godzin w Pałacu Prezydenckim, ale tylko po to, by się rozejść bez żadnych nadzwyczajnych ustaleń.

Rząd i opozycja muszą współpracować - to jedyne konkretne ustalenie Rady Gabinetowej. Nie wiadomo jednak czy do takiej współpracy dojdzie. Poza tym nic nowego - premier zapewnił prezydenta, że budżet zostanie przedstawiony Sejmowi w terminie, deficyt nie przekroczy 40 miliardów, a cięcia wydatków nie dotkną najbiedniejszych. Wszystkie te ustalenia znane były już wcześniej, można więc zadać pytanie - po co Rada w ogóle się zebrała? Jak złośliwie mówią komentatorzy, chyba po to by było o czym mówić. Rada miała być także sygnałem dla Zachodu, że sytuacja stabilizuje się i że „pożar jest już dogaszany”. Prawda jest jednak zupełnie inna – „ogień nadal sieje spustoszenie” a w roli ewentualnej straży pożarnej wystąpi już nie ten, tylko następny rząd. Rada Gabinetowa zebrała się po raz czwarty w historii. Dziś na Wiejskiej premier przedstawi Sejmowi informacje o stanie finansów państwa.

Foto RMF

07:20