Niedzielne referendum w sprawie odwołania prezydenta Gliwic Zygmunta Frankiewicza i tamtejszej rady miejskiej jest nieważne. Wzięło w nim udział ponad 18 tysięcy mieszkańców. Aby wyniki głosowania były wiążące, powinno w nim wziąć udział blisko 33 tysiące osób. Niska frekwencja oznacza, że prezydent i radni zachowają stanowiska.

Według nieoficjalnych jeszcze wyników referendum - jak podał przewodniczący miejskiej komisji ds. referendum lokalnego Dariusz Nowak - frekwencja wyniosła 11,74 procent. Za odwołaniem Frankiewicza głosowało 16 020 osób, przeciw - 1886 osób. Za odwołaniem rady miejskiej opowiedziało się natomiast 15 550 mieszkańców, a przeciw - 2 223. Głosowanie upłynęło bez zakłóceń.

Przeciwnicy Frankiewicza, którzy pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum zebrali ponad 15 tysięcy uznanych za spełniające wymogi podpisów, zarzucili mu m.in. arogancki styl sprawowania władzy, nierozwiązany przez lata problem tranzytu ciężarówek przez miasto, a przede wszystkim - likwidację komunikacji tramwajowej.

Frankiewicz, odnosząc się do wyników głosowania, ocenił, że inicjatorzy referendum wykorzystali decyzję o likwidacji tramwajów - jego zdaniem absolutnie konieczną - aby coś wygrać. Jak dodał, poza krytyką nie zaproponowano żadnego pozytywnego przekazu. Ani kandydata, ani kierunku, ani wizji, tylko negacja - to było groźne - uznał.

Gdyby to referendum się powiodło, byłby to bardzo silny sygnał dla wszystkich, którzy gdziekolwiek rządzą, mają jakąkolwiek władzę - od rządu po wieś - że w tym kraju niepopularnych decyzji ludzie nie tolerują i że należy patrzeć na słupki, sondaże i kolejne wybory, trwając - nie rządząc czy zarządzając miastami - skomentował głosowanie Frankiewicz. Podkreślił, że takie zaniechania - zwłaszcza na szczeblu centralnym - są niesłychanie szkodliwe. Przywołał też przykład rządów Jerzego Buzka i Tadeusza Mazowieckiego: Te rządy dokonywały zmian i po czasie mają swoje miejsce w historii, a te, które tylko trwały, odeszły w niebyt.