Premier Donald Tusk stawił się przed komisją śledczą badającą tzw. aferę hazardową. Śledczy będą chcieli uzyskać od niego informacje, które pomogą ustalić źródło przecieku o operacji CBA. Sam Tusk zadeklarował, że na wszelkie pytania będzie odpowiadał rzetelnie.

Szef rządu będzie przez cały dzień do dyspozycji sejmowych śledczych, bo - jak powiedział - spodziewa się, że "komisja sobie nie odpuści".

Rzecznik rządu Paweł Graś podkreślał w tym tygodniu, że ze strony premiera nie należy spodziewać się nowych ani spektakularnych informacji w sprawie afery hazardowej, ponieważ powiedział już wszystko, co ma w tej sprawie do powiedzenia. Oświadczył też, że Tusk nie przygotowuje się do przesłuchania w żaden specjalny sposób.

Śledczy będą zapewne pytać szefa rządu m.in. o przebieg spotkania z 14 sierpnia 2009 roku z ówczesnym szefem CBA Mariuszem Kamińskim. Dwa dni wcześniej do kancelarii premiera trafił materiał CBA dotyczący kontaktów biznesmenów z branży hazardowej Ryszarda Sobiesiaka i Jana Koska z politykami PO - ówczesnym ministrem sportu Mirosławem Drzewieckim i byłym szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim. Politycy ci - według materiałów CBA - mieli działać na rzecz branży hazardowej w trakcie prac nad projektem noweli ustawy hazardowej.

Członkowie komisji śledczej będą chcieli wyjaśnić kwestię rozbieżności, jakie istnieją między relacjami Kamińskiego i sekretarza Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacka Cichockiego, który również brał udział w spotkaniu 14 sierpnia. Dotyczą one tego, czy poinformowano premiera, że doszło do przestępstwa, czy też opisane w materiale CBA wydarzenia są tylko naganne pod względem polityczno-etycznym.

Śledczy będą również chcieli dowiedzieć się od premiera, czy to on mógł być źródłem przecieku o operacji CBA. Nie wykluczył tego podczas swoich zeznań Kamiński. Jego zdaniem, to właśnie Tusk lub Cichocki mogli powiedzieć Drzewieckiemu o działaniach CBA w sprawie afery hazardowej i to mógł być początek przecieku. Według Kamińskiego, Drzewiecki mógł później przekazać tę informację swojemu współpracownikowi Marcinowi Rosołowi, a ten - córce Sobiesiaka.