Działacze partii Andrzeja Leppera w zamian za stanowiska w administracji muszą oddawać Samoobronie 5-7 proc. pensji. Lepper fakt ten potwierdza, ale sprawę nazywa prowokacją "Gazety Wyborczej".

Samoobrona obsadza swoimi ludźmi urzędy, które podlegają partyjnym ministrom: PFRON, KRUS, ARiMR, a nawet OHP. Szefami, wicedyrektorami, inspektorami czy specjalistami zostają w nich partyjni działacze i członkowie ich rodzin - pisze "Wyborcza".

Byli posłowie Samoobrony twierdzą, że w zamian za stanowiska działacze muszą oddawać część swoich poborów Związkowi Zawodowemu Rolnictwa "Samoobrona", którego założycielem był Andrzej Lepper. "Wyborcza" podaje konkretne przykłady. Składkę od 5 do 7 proc. byli zobowiązani płacić wszyscy, którzy z ramienia partii dostali stanowiska: samorządowcy, urzędnicy czy wiceministrowie.

Janusz Maksymiuk, wiceszef Samoobrony potwierdza, że ustalono, iż działacze będą płacić 5 proc. od dochodu na związek. Ale dobrowolnie, zastrzega. Henryk Dzido, były adwokat Andrzeja Leppera twierdzi, że to sprawa dla prokuratury. Podobnie uważa konstytucjonalista Zbigniew Maciąg, według którego prokuratura powinna to wyjaśnić, bo można mieć przypuszczenie, że doszło do korupcji.

Co dzieje się z pieniędzmi, które płacą urzędnicy Samoobronie? B. poseł Alfred Budner mówi, że nieraz o to pytano ludzi Leppera. Odpowiedzi nigdy nie było.