Szpital przy ulicy Kamieńskiego we Wrocławiu znów przyjmuje na porodówkę kobiety w ciąży. Oddział został zamknięty w piątek, bo - jak ogłosił dyrektor placówki - konieczne było przeprowadzenie dezynfekcji. Władze szpitala zdementowały informacje o pojawieniu się tam groźnej bakterii.

Oficjalnym powodem zamknięcia oddziału było jego przepełnienie. Dezynfekcja to cena, jaką szpital zapłacił za swoją renomę wśród wrocławianek - uważa ordynator oddziału Janusz Malinowski Malinowski. Oddział był przeciążony, jest mróz, pacjentki niechętnie wietrzą sale i nie otwierają okien. Przy tłoku nie można przeprowadzić normalnych procedur. Nie ma czasu na naświetlenie sal i rutynową dezynfekcję - powiedział.

Po piątkowych wydarzeniach sytuacja we wrocławskim szpitalu się zmieni - zapewnia ordynator. Rodzące kobiety muszą się czuć bezpieczne - podkreśla. Dlatego też skończą się ponadplanowe przyjęcia kobiet do porodu. Oczywiście nie oznacza to, że w przypadku nagłej potrzeby nie zostanie udzielona pomoc - zaznacza.

Od rana na pacjentki czekają 72 wolne łóżka - tylko tyle pań zostanie w najbliższym czasie przyjętych na wrocławską porodówkę. Konsekwencje ostatnich wydarzeń poniosą też ojcowie noworodków, bo szpital zwiększył reżim pod względem higieny. Mężczyźni nie będą mogli już wchodzić na oddział bez fartucha i ochronnego obuwia.