Wielki sukces rządu i prezydenta, jakim miała być polsko-litewska unia energetyczna nie może być sfinalizowany. Umowa między Warszawą i Wilnem o budowie mostu energetycznego oddala się. Okazało się, że od roku rząd prowadzi rozmowy o inwestycji z litewską firmą, która nie ma prawa sprzedawać i kupować energii elektrycznej.

Polska negocjuje porozumienie z firmą Lietuvos Energija, która jest jedynie operatorem sieci przesyłowych. Zgodnie z unijną dyrektywą, nie może ona handlować prądem, ani go wytwarzać. Polski rząd dopiero kilka dni temu uzyskał na ten temat sygnał z Komisji Europejskiej. Jak ustalił reporter RMF FM Krzysztof Zasada, ta kompromitująca sytuacja wynika faktu, że któryś z urzędników czegoś nie doczytał, ktoś o czymś nie poinformował, ktoś opacznie zinterpretował przepisy.

Zamiast szybko osiągnąć sukcesy medialne, które polegają na tym, że coś podpisaliśmy, znacznie lepiej jest budować solidną prawną podstawę do rozwoju tego połączenia - twierdzi profesor Władysław Mielczarski, europejski koordynator do spraw połączenia energetycznego Polski i Litwy.

Brak tej "podstawy prawnej", czyli niezgodność z unijnym prawem oznacza, że polsko-litewskie konsorcjum nie otrzymałoby koncesji Komisji Europejskiej na budowę mostu energetycznego.

Pod koniec września prezydenci Polski i Litwy podpisali deklarację w sprawie współpracy energetycznej obu krajów. Łączny koszt technicznej integracji systemów energetycznych państw szacowany jest na 290 mln euro.