Wbrew wcześniejszym zapowiedziom austriacka policja nie przekaże dziś do prokuratury w Wels protokołu z sobotniego wypadku polskiego autokaru w Austrii. Możliwe, że zrobi to dopiero pod koniec przyszłego tygodnia.

Ta zwłoka wynika z tego, że policja chce oddać precyzyjnie przygotowany protokół, z wnioskami, które umożliwią prokuraturze dalsze i sprawne postępowanie. Śledczy chcą także przesłuchać świadków, którzy nadal znajdują się w szpitalu.

To wszystko może potrwać, więc policjanci dają sobie czas do końca przyszłego tygodnia. Funkcjonariusze potwierdzają jednak dotychczasowe doniesienia; że kierowca nie pamięta momentu wypadku; i że pasażerowie twierdzą, iż usłyszeli z ust prowadzącego pojazd: „zasnąłem za kierownicą”. Mężczyzna wrócił do kraju, do domu, ale musi być do dyspozycji austriackich policjantów i prokuratora, którzy prowadzą śledztwo w sprawie przyczyn wypadku.

O tym, czy kierowca zostanie ukarany, zdecyduje sędzia w Austrii. Standardowo w tym przypadku, kierujący autokarem może zostać oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci i stworzenie zagrożenia w ruchu drogowym.

Poprawia się z kolei stan zdrowia przebywającej w szpitalu w Linzu 70-letniej kobiety, która do wczoraj znajdowała się w śpiączce farmakologicznej. Lekarka, z którą rozmawiał dziennikarz RMF FM, powiedziała, że kobieta czuje się lepiej, można z nią rozmawiać, jej organizm jest coraz silniejszy i nie musi oddychać przy pomocy respiratora.

W trzech szpitalach pozostaje ogółem 10 osób. Kiedy będą mogli wrócić do kraju? O tym korespondent RMF FM Tomasz Lejman:

Do wypadku doszło w sobotę nad ranem na autostradzie A1 między miastami Haid i Sattledt. Autokar, w którym było 55 osób, zjechał z jezdni, przebił barierki ochronne i stoczył się z nasypu. Zginął mężczyzna w średnim wieku. Poszkodowani, przede wszystkim pracownicy Elektrowni Opole, zostali przewiezieni do trzech szpitali w Linz i Wels.