Komitet wyborczy Mariana Krzaklewskiego zawarł ugodę z Ryszardem Kaliszem. Wiesław Walendziak nie wycofał jednak swego pozwu.

Wydział cywilny Sądu Okręgowego w Warszawie zajął się wczoraj wnioskiem o nakazanie przewodniczącemu komitetu wyborczego prezydenta Kwaśniewskiego Ryszardowi Kaliszowi przeproszenia szefa sztabu wyborczego Mariana Krzaklewskiego Wiesława Walendziaka. Zwrócił się o to komitet wyborczy lidera AWS oraz sam Walendziak. Chodziło o ubiegłotygodniową wypowiedź Kalisza, który sugerował, że Walendziak steruje postępowaniem Urzędu Ochrony Państwa, dotyczącymi lustracji Kwaśniewskiego.

Nieoczekiwanie wczoraj okazało się, że Kalisz nic takiego nie powiedział lub, że mówiąc to, co mówił, miał na myśli coś zupełnie innego. Podstawą zawartej ugody jest stwierdzenie: "Ryszard Kalisz oświadcza publicznie, że nigdy nie twierdził i nie twierdzi, że Wiesław Walendziak wydaje i wydawał polecenia UOP".

Na początku rozprawy pełnomocnik Kalisza mec. Andrzej Sandomierski złożył wniosek o godzinną przerwę, by jego klient mógł się zapoznać z treścią wniosku. Wniósł też o nierozpatrywanie wniosku komitetu Krzaklewskiego w tzw. trybie wyborczym - zgodnie z art. 80 ust. 2 ustawy o wyborze prezydenta RP (w myśl tego artykułu, sąd musi się zająć wnioskiem złożonym przez komitet wyborczy w ciągu 24 godzin).

Po niespełna godzinnej słownej przepychance ze strony Kalisza padła propozycja ugody. Reprezentujący Wiesława Walendziaka były komisarz warszawskiej Gminy Centrum Andrzej Herman telefonicznie ustalił ze swoim klientem, jak ma brzmieć tekst oświadczenia.

Ugoda ze sztabem wyborczym Krzaklewskiego nie oznacza zakończenia sprawy. Na rozpatrzenie czeka pozew wniesiony przez samego Walendziaka, który nie usłyszał od Kalisza słowa "przepraszam". Te zapewnia jednak, że nie zamierza takiego słowa wypowiadać:

"Nie mam zamiaru przepraszać Wiesława Walendziaka. Jego reakcja świadczy o tym, że coś jest na rzeczy."

Czym jest to "coś" -- Kalisz nie wyjaśnił...

9:30