W czwartek będzie wiadomo, czy wrocławski szpital imienia Marciniaka będzie mógł wrócić do normalnego systemu pracy. Ograniczono tam przyjęcia na dwa oddziały i zamknięto jeden blok operacyjny po tym, jak u jednego z pacjentów wykryta została obecność bakterii zgorzeli gazowej. Osiemdziesięcioletni mężczyzna zmarł.

Jak dowiedziała się reporterka RMF FM Barbara Zielińska, w szpitalu przeprowadzono dwukrotnie dezynfekcję, a już jednorazowa z reguły przynosi natychmiastowe efekty. Specjalnie wyczyszczony został przede wszystkim blok operacyjny i sale, w których przebywał zainfekowany zgorzelą gazową pacjent. Nie ma więc już niebezpieczeństwa dla pacjentów, którzy nadal przebywają w szpitalu.

Nie ma sensu ich gdziekolwiek przenosić, nie ma powodu, by ich straszyć - zapewnił naszą reporterkę szef wrocławskiego sanepidu doktor Jacek Klakocar:

Jeżeli badania próbek, jakie pobrane zostały przez pracowników stacji sanitarno-epidemiologicznej, okażą się ujemne, czyli nie zostanie w nich stwierdzona obecność zgorzeli gazowej, to otwarty zostanie blok operacyjny, a pacjenci będą przyjmowani na planowe operacje.

Bakterie zgorzeli gazowej są niezwykle niebezpieczne. Uwalniają toksyny, które uszkadzają m.in. serce i nerki. Mogą prowadzić także do śmierci.