Pacjent nie może mieć powikłań chorobowych, bo Narodowy Fundusz Zdrowia nie zapłaci za ich leczenie. Tak jest na przykład we Wrocławiu. Fundusz nie reguluje tam rachunków za pacjentów, którzy wrócili do Szpitala Wojewódzkiego w czasie krótszym niż dwa tygodnie po zabiegu. Z powodu komplikacji pooperacyjnych lecznica nie może odzyskać w sumie 600 tysięcy złotych.

NFZ upiera się przy tych zasadach, bo - jak tłumaczy - wprowadzono je kilka lat temu, by zatrzymać falę nadużyć. Mieliśmy do czynienia z małą epidemią podwójnych hospitalizacji w czasie krótszym niż kilka dni. Szybko się eksperci zorientowali, że taka procedura w szpitalach miała na celu zwiększenie zysków - mówi reporterce RMF FM Agnieszce Witkowicz rzecznik NFZ Andrzej Troszyński.

Fundusz wychodzi z założenia, że pacjent ma zostać wyleczony raz, dobrze i kompleksowo. A kłopoty z rozliczaniem takich pacjentów, którzy wracają do szpitala, to kwestia złego zarządzania - mówi Joanna Mierzwińska z NFZ. Jak pacjent zostaje przyjęty z powodu wyrostka i po 10 dniach dochodzi do komplikacji, to druga hospitalizacja nie jest z powodu wyrostka, tylko na przykład bólu brzucha. A to jest już coś innego - tłumaczy.

Z tą opinią nie zgadza się doktor Beata Frejer, dyrektor medyczny Szpitala Wojewódzkiego we Wrocławiu. Twierdzi ponadto, że NFZ odrzucił faktury za pacjentów, którzy wrócili, na kwotę 600 tysięcy złotych. Szpital mógłby ich odesłać gdzie indziej, ale nie o to chodzi. Każdy pacjent ma prawo wybrać lekarza. To nie jest worek kartofli, który będziemy przesyłać, bo trzeba to rozliczyć - mówi Frejer.

Rzecznik NFZ mówi, że w przepisach pozostawiono szpitalom furtkę. W szczególnych przypadkach mogą się indywidualnie starać się o zwrot kosztów. A jeśli nie dostają pieniędzy, to może są same sobie winne, bo prawdopodobnie źle zakwalifikowały dany przypadek.

W tej wojnie między dwiema instytucjami jak zwykle mogą ucierpieć pacjenci - tym razem ci z powikłaniami. Może się skończyć na tym, że szpital nie będzie ich leczył za darmo, tylko odeśle gdzie indziej.