Około 100 osób przeszło w marszu milczenia ulicami warszawskiego Mokotowa. W ten sposób młodzi ludzie protestowali przeciwko bezsensownej śmierci 17-letniego Bartka.

W pochodzie szła rodzina zabitego chłopaka, a także jego znajomi. Młodzi ludzie nieśli transparent z napisem „Stop przemocy!”. W tłumie byli także rodzice kolegów Bartka. Myślę, że ktoś się ocknie, ktoś się obudzi – może ta młodzież, może ktoś z dorosłych, może straż miejska, która tylko przyjeżdża i notorycznie ich spisuje - mówiła jedna z uczestniczek marszu. Padały także zarzuty pod adresem miejskich strażników: Gdzie byli wtedy? Gdzie byli w piątek?

Marsz był dyskretnie eskortowany przez policję. Jego uczestnicy zachowywali spokój, chociaż – jak widział nasz reporter – kilka osób w trakcie pochodu piło alkohol.

Pochód zakończył się w miejscu, w którym w piątek zginął 17-letni chłopak. Sąd aresztował już podejrzanego o zabójstwo Bartka - 20-letniego Grzegorza B.