Nic nie wskazuje na to, by proces lustracyjny byłego szefa MSWiA i wicepremiera Janusza Tomaszewskiego miał wkrótce skończyć. Wbrew oczekiwaniem wyrok dziś nie zapadnie. Sąd przesłuchiwał w piątek trzech świadków: byłych funkcjonariuszy SB.

Proces jest tajny. Według nieoficjalnych informacji chodzi o to, by jeden z esbeków potwierdził lub wycofał swe zeznania. Kilku przesłuchanych przez Nizieńskiego oficerów SB zeznało bowiem, że Tomaszewski był agentem; w sądzie wszyscy to potwierdzili - oprócz jednego, który miał powiedzieć, że przed Rzecznikiem zeznał nieprawdę. Tymczasem wśród polityków i współpracowników byłego wicepremiera pojawiają się oskarżenia o celowe przedłużanie procesu. Współpracownicy Tomaszewskiego w nieoficjalnych wypowiedziach sugerują, że niektórym politykom AWS nie na rękę byłby szybki powrót Tomaszewskiego do polityki i jego obecność na zjeździe Solidarności 2 grudnia. Jednocześnie sugerują, że wyrok w tej sprawie będzie uniewinniający.

Sam Tomaszewszki oskarżeń o przeciąganie procesu nie potwierdza, ale też im nie zaprzecza - unika jednoznacznej odpowiedzi i stosuje gry słowne. Na pytanie czy to źle, że nie będzie obecny na grudniowym zjeździe, były wicepremier powiedział reporterowi RMF FM, iż "fakty mówią same za siebie" i "Dla mnie źle, a dla innych...?". Kim są ci "inni", tego Tomaszewski nie wyjaśnił. Dodał tylko, że nie interesuje go powrót do polityki takiej, jaka jest uprawiana w tej chwili na prawicy. Na zarzuty o przeciąganiu procesu odpowiedział Rzecznik Interesu Publicznego Bogusław Nizieński: „Nie ma żadnego interesu Rzecznik Interesu Publicznego, żeby przedłużać postępowanie lustracyjne. Jeżeli są pewne wątpliwości, to obowiązkiem rzecznika jest dążyć do ich wyjaśnienia" - powiedział. W piątek przed Sądem Lustracyjnym przesłuchano 4 świadków, a 3 wnioski Rzecznika o powołanie nowych świadków zostały przyjęte przez sąd - tak wiec nie jest pewne, czy proces zakończy się w tym roku.

44-letni Janusz Tomaszewski oskarżony jest o zatajenie współpracy ze specsłużbami. Były wicepremier jest przekonany, że wyrok dla niego korzystny. Proces rozpoczął się w styczniu 2000 r., dzień wcześniej premier Jerzy Buzek odwołał go z funkcji.

00:05