Siedmioletnia kadencja prezydenta bez możliwości ubiegania się o reelekcję - to propozycja Lecha Kaczyńskiego, zawarta w liście do polskich konstytucjonalistów. Niemożności ubiegania się o następną kadencję prezydent nie uzasadnia. Siedem lat na stanowisku miałoby natomiast gwarantować głowie państwa możliwość występowania w roli prawdziwego arbitra na polskiej, chwiejnej scenie politycznej.

Chwiejnej ze względu na przymus zawierania mniej lub bardziej udanych koalicji. Siedmioletnia kadencja prowadziłaby natomiast do wzrostu znaczenia roli prezydenckiego arbitrażu gwarantującego ciągłość i sprawność funkcjonowania instytucji ustrojowych państwa.

Lech Kaczyński zauważa jednak również pewne zmiany, dziejące się w Polsce, i wspomina po chwili o możliwości dominacji dwóch partii, z których jedna byłaby w stanie rządzić samodzielnie. Tu rola arbitra traci, co prawda, na znaczeniu, ale prezydent nie rezygnuje: w systemie dwupartyjnym głowa państwa miałaby chronić obywateli przed groźbą powstania systemu monopartyjnego, będącego zagrożeniem dla pluralizmu politycznego i ustroju demokracji parlamentarnej. Posłuchaj relacji reporterki RMF FM Agnieszki Burzyńskiej:

5 lat - za mało na dokończenie dzieła?

Pięć lat to za mało, aby dokończyć prezydenckiego dzieła - tak Władysław Stasiak uzasadnia marzenie Lecha Kaczyńskiego o tym, żeby kadencję prezydenta wydłużyć do 7 lat. Nasza reporterka sprawdzała, jakież to dzieło chciałby dokończyć Lech Kaczyński. Posłuchaj: