Andżelika Borys, szefowa nieuznawanego przez reżim Aleksandra Łukaszenki Związku Polaków na Białorusi, w Brukseli opowie unijnym urzędnikom o represjonowaniu jej organizacji. W drodze na Zachód zatrzymała się w Polsce. Po południu przyjmie ją prezydent.

Warszawa wspiera Borys, bo jest gwarantem realizowania zadań, które stanęły u podstaw powołania Związku Polaków, a więc krzewienia polskości na Białorusi.

Borys to nauczycielka. W organizacji była szefową wydziału oświaty i z sukcesami organizowała nauczanie języka polskiego. Natomiast jest wyjątkowo niewygodna dla Łukaszenki, który spacyfikował każda formę działalności wymykającą się spod kontroli państwa.

W przypadku Borys to się nie udaje, mimo, że za rezygnację z szefowania Związkiem gwarantowano jej miejsce w białoruskim parlamencie. Gdyby przystała na tę ofertę narażałaby się na zarzut, że kosztem Polaków robi polityczną karierę - mówi były wiceambasador w Mińsku Marek Bućko.

W Związku kierowanym przez Borys jest kilkanaście tysięcy członków. W konkurencyjnej reżimowej organizacji Stanisława Siemaszki - jak twierdzą jej władze - 6 tysięcy. Realnie - jak ocenia Bućko - kilkadziesiąt. Większość to fikcyjni członkowie. Często  nie wiedzą, że są zapisani. Są też Białorusini ze służb ideologicznych, czy zakładów pracy oddelegowani tam jako członkowie - dodaje były dyplomata.

Polska mniejszość na Białorusi liczy od 400 do 600 tysięcy osób.