Prokuratura w Bartoszycach w woj. warmińsko-mazurskim prowadzi śledztwo w sprawie śmierci 55-latki. Kobieta w ciągu tygodnia dwa razy była u lekarzy pierwszego kontaktu - skarżyła się na 40-stopniową gorączkę. W obu przypadkach nie zrobiono jej żadnych badań, dawano jedynie leki przeciwgorączkowe.

Kilka dni później rodzina wezwała pogotowie, które jednak za pierwszym razem nie przyjechało. Zjawili się u kobiety za drugim razem, gdy ona już nie żyła. Kobieta zmarła na zapalenie płuc.

Według męża 55-latki, który oskarża lekarzy o niekompetencję i chęć zaoszczędzenia na pacjentce, gdyby jego żonie zlecono prześwietlenie, niewykluczone, że dziś by żyła:

Z dyrektorką przychodni, w której kobieta próbowała uzyskać pomoc, nie udało się skontaktować naszemu reporterowi (kobieta jest na zwolnieniu lekarskim). Andrzej Piedziewicz rozmawiał natomiast z szefem pogotowia ratunkowego. Grzegorz Drzazga twierdzi, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami.

Dyspozytorka po pierwszym telefonie nie wysłała karetki do chorej, a jedynie zaleciła kolejne leki przeciwgorączkowe i – jak dodaje dyrektor pogotowia – kontakt telefoniczny za godzinę. A my nie mieliśmy kontaktu przez kilkanaście godzin – zaznacza Drzazga.

Prokuratura Rejonowa w Bartoszycach na razie nikomu nie postawiła w tej sprawie żadnych zarzutów. Prowadzi śledztwo w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci. Ze względu na konieczność uzyskania ekspertyz medycznychpostępowanie potrwa przynajmniej kilka miesięcy.