14 maja odbędzie się następna rozprawa przed Sądem Okręgowym w Gdańsku w procesie o ochronę dóbr osobistych z powództwa Jarosława Kaczyńskiego przeciwko Lechowi Wałęsie. Tego dnia sąd ma przesłuchać zarówno prezesa Prawa i Sprawiedliwości, jak i byłego prezydenta. Sprawa dotyczy m.in. wypowiedzi Wałęsy o tym, że szef PiS jest odpowiedzialny za katastrofę smoleńską.

Pierwsza rozprawa w tym procesie odbyła się przed gdańskim sądem w poniedziałek. W sądzie Kaczyńskiego i Wałęsę reprezentowali adwokaci.

Pełnomocnik byłego prezydenta Maciej Prusak wniósł o oddalenie pozwu.

Wypowiedzi pozwanego nie naruszyły dóbr osobistych powoda, ponieważ pojawiły się one w ramach dyskursu politycznego i były w ramach granicy prawa. Spór między oboma politykami ma charakter długoletni i ma bogatą historię - argumentował.

Podwyższony poziom retoryki w takim sporze jest całkowicie dopuszczalny i nie można wszystkich wypowiedzi rozumieć wprost i w sposób dosłowny, ale w szerszym kontekście - przekonywał.

Z taką argumentacją nie zgodził się pełnomocnik lidera PiS Bogusław Kosmus.

W debacie publicznej nie można wszystkiego powiedzieć, granicą jest tu zgodność z prawdą i faktami, a w tym przypadku tego nie ma. Jakie fakty wskazują na to, że powód wydał polecenie lądowania w Smoleńsku? Oczywiście zawsze można mówić, że nie należy pewnych słów brać dosłownie, ale liczy się przecież obiektywny sens, który trafia do świadomości społecznej. Przecież chociażby oceny dotyczące zdrowia powoda są niedopuszczalne i mają charakter osobistej szykany - podkreślał Kosmus.

Sąd oddalił kilka wniosków dowodowych złożonych przez stronę pozwaną uznając, że zostały złożone za późno, a także dlatego, że zmierzały one do szukania dowodów na sali sądowej. Podczas procesu cywilnego nie ustala się dowodów - zaznaczyła sędzia Weronika Klaw.

Kaczyński domaga się od Wałęsy przeprosin i wpłaty 30 tys. zł na cele społeczne za wpisy na Facebooku od czerwca do września 2016 roku. Jak czytamy w pozwie, padły w nich ze strony byłego prezydenta zarzuty, że "Jarosław Kaczyński podczas lotu samolotu z polską delegacją do Smoleńska, mając świadomość nieodpowiednich warunków pogodowych, kierując się brawurą, wydał polecenie, nakazał lądowanie, czym doprowadził do katastrofy lotniczej w dniu 10 kwietnia 2010 r.". W oświadczeniu, którego domaga się od Wałęsy Kaczyński, ma znaleźć się stwierdzenie, że były to "bezprawne i nieprawdziwe zarzuty".

Kaczyński domaga się również przeprosin za słowa Wałęsy o tym, że "nie jest zdrowy, zrównoważony psychicznie".

Ponadto prezes PiS chce, by były prezydent przeprosił go za zarzuty wydania polecenia "wrobienia" go, przypisania mu współpracy z organami bezpieczeństwa PRL.

Treść pozwu szefa PiS sam Wałęsa zamieścił pod koniec lipca 2017 roku na Facebooku. Na zadane mu wówczas pytanie, czy przeprosi Kaczyńskiego, powiedział Polskiej Agencji Prasowej: "w żadnym wypadku", odsyłając jednocześnie do tego, co napisał na społecznościowym portalu.

Stwierdził tam: Wszystko, co Pan przygotował przeciw mnie na tych 15 stronach pozwu, potwierdzam, niczego się nie wypieram i z niczego nie będę się przed Panem i Pańskimi agentami wyciągniętymi z komuny tłumaczył. Powtórzę - uważam, że za śmierć smoleńską odpowiada Pan, bo to Pan realizował swoją obłąkaną wersję walki o władzę. To było tak jak dziś, obłąkana wersja utrzymania władzy z Panem w roli głównej.

Po wyrzuceniu Pana z całą Pana sitwą z Kancelarii Prezydenta i przeszkodzeniu w zamachu rządowi Olszewskiego (opis całej sprawy można znaleźć w książce Gen. Wejnera), postanowiliście mnie zniszczyć TW Bolkiem, papierami dobrze przygotowanymi i fałszowanymi przez SB - pisał również Wałęsa.

W lutym 2016 roku, w wyniku przeszukania przez prokuratorów IPN domu zmarłego byłego szefa komunistycznego MSW gen. Czesława Kiszczaka, znaleziono teczki TW "Bolka", którym miał być Lech Wałęsa.

W styczniu 2017 IPN podał, że z opinii biegłych Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, dotyczącej teczki personalnej i teczki pracy TW "Bolek" i zawartych w nich dokumentów z lat 1970-1976, wynika, że zobowiązanie do współpracy z SB, pokwitowania odbioru pieniędzy oraz przeważającą część doniesień podpisał własnoręcznie Wałęsa.

On sam neguje autentyczność dokumentów znalezionych przez IPN u wdowy po Kiszczaku.


(e)