"Podaję się do dymisji, ale zaraz wracam". Mowa o Sewerynie Jurgielańcu, zastępcy Inspektora Sanitarnego Kraju, który zrezygnował z funkcji po głośnym wyjeździe do RPA dwa lata temu. Cichcem jednak wrócił...

Podczas owego słynnego wyjazdu do Republiki Południowej Afryki - wraz z dyrektorami kas chorych – Jurgielaniec zapoznawał się z systemem ubezpieczeń ludności Bantustanu. Podróż zorganizowała pewna niemiecka fundacja.

O wyjeździe zrobiło się bardzo głośno, Jurgielaniec zrezygnował, ale tylko na chwilę. Po pięciu miesiącach... ponownie został zastępcą inspektora sanitarnego kraju.

Owego faktu długo nikt nie zauważył, bo wszystko odbyło się dyskretnie i cichutko. Po dymisji Jurgielaniec został przeniesiony na inne mało eksponowane stanowisko doradcy, a kiedy burza ucichła, znów zasiadł w fotelu wiceszefa GISK.

Trudno mi komentować decyzję Głównego Inspektora Sanitarnego. To jest pytanie do pana Andrzeja Trybusza - usłyszała w inspektoracie nasza reporterka. Niestety, pan inspektor jest na urlopie.

To właśnie Trybusz był największym obrońcą Jurgielańca: Wyjazd do RPA był poznawczo ciekawy - mówił dwa lata temu Trybusz. Bardzo poznawczo ciekawa jest też „dymisja” pana Jurgielańca...

Wspomnienia inspektora z RPA, system ubezpieczeń w Bantustanie to dobra okazja, by przypomnieć, że 9 sierpnia to Międzynarodowy Dzień Ludności Tubylczej na Świecie.