Demokraci przygotowują się do przejęcia kontroli nad amerykańskim Senatem. Ogłoszona wczoraj przez senatora Jamesa Jeffordsa decyzja o wystąpieniu z szeregów republikanów daje demokratom przewagę jednego głosu i prawo do obsadzenia stanowisk przewodniczących komisji. Szefem większości senackiej staje się też automatycznie dotychczasowy szef mniejszości, senator Tom Dashle.

Prawicowe media krytykują Jeffordsa za, ich zdaniem, krótkowzroczne posunięcie. Natomiast media liberalne odpowiedzialnością za to co się stało obarczają raczej kierownictwo Partii Republikańskiej i samego prezydenta. Dla George'a Busha były to ciężkie chwile, tym bardziej, że w grę wchodziły osobiste różnice zdań obu panów – senator Jeffords powiedział to wprost: „Patrząc w przyszłość widziałem coraz więcej i więcej przypadków, w których nie zgadzałbym się z prezydentem w najważniejszych sprawach”. W Waszyngtonie mówi się, że odejście Jeffordsa to tak naprawdę pierwsza poważna porażka administracji Busha. Ma to być wynikiem przesunięcia się Busha na prawo od politycznego środka, w jakim sytuował się on w czasie kampanii wyborczej. Nie wiadomo, dlaczego Biały Dom tak długo pozostawał nieświadomy niebezpieczeństwa. Sam Bush podkreślił, że inaczej oceniał sytuację. „Szanuję senatora Jeffordsa, ale z pełnym szacunkiem nie mogę się z nim bardziej nie zgadzać” – powiedział Bush. Jego zdaniem demokraci i republikanie nadal mogą wiele zdziałać, stąd jego optymizm, że możliwa jest współpraca ponad podziałami. Można jednak powiedzieć, że w tym optymizmie jest odosobniony. Komentatorzy uważają bowiem, że dla Białego Domu współpraca ta będzie znacznie trudniejsza. Sytuacja prezydenta może teraz budzić coraz więcej skojarzeń z prezydenturą jego ojca – uważa „The Washington Post”.

Foto EPA

10:05