Nie komentujemy naszych wewnętrznych spraw - tak o wotum nieufności związków zawodowych dla zarządu PZU mówią władze spółki. Związkowcy żądają od premiera i ministra skarbu odwołania prezesa Andrzeja Klesyka oraz dwóch pozostałych członków zarządu - Witolda Jaworskiego i Rafała Stankiewicza. Aleksander Grad twierdzi, że taka ostra reakcja związków to efekt wdrażanego planu restrukturyzacji w firmie.

Związki zarzucają zarządowi przede wszystkim złe kierowanie spółką. Mówią m.in. o ukrytych zwolnieniach grupowych. Według nich przekłada się to na coraz mniejszą atrakcyjność państwowego ubezpieczyciela względem konkurencji.

W piśmie podano przykłady zlikwidowania przez zarząd 17 filii likwidacji szkód i 72 punktów zgłoszeń i oględzin. Co więcej, zrobiono to bez jakiejkolwiek konsultacji z pracownikami, a to pozostaje w sprzeczności z prawem - piszą związkowcy.

Zdaniem pracowników PZU zawyża składki, czym również zdecydowanie pozbawia się klientów. Kolejną sprawą jest trwająca od kilku tygodni weryfikacja pracowników, którą przeprowadza zewnętrzna firma. Pracownicy wypełniają testy o - jak piszą związkowcy - wątpliwej jakości, za które spółka ma słono płacić.

Prezesi mają prowadzić również złą politykę kadrową, zwalniając wykwalifikowanych pracowników i przyjmując na ich miejsce swoich znajomych, których trzeba wszystkiego uczyć od początku.

Pismo zostało wysłane do premiera i ministra skarbu. Okazuje się jednak, że Aleksander Grad jako przedstawiciel Skarbu Państwa, czyli akcjonariusza PZU, nie zamierza ingerować w spór pomiędzy zarządem a związkami, bo jak tłumaczy: Nie akceptuje takich zastrzeżeń, które tak naprawdę kończą się tym, że nic nie trzeba zmieniać i pozostawić tak jak było. Według ministra, bunt w PZU to efekt wprowadzanego planu restrukturyzacji.

Zarzutów związkowców nie chciał oficjalnie komentować także rzecznik PZU: