Pan Bóg się do nas uśmiecha, ale bez ostentacji - twierdzi prezes Stronnictwa Demokratycznego, Paweł Piskorski. Tymczasem wewnątrzpartyjna opozycja zamierza go zaatakować - pisze "Rzeczpospolita".

Czas ochronny dla tego, co robi, już minął - mówią członkowie kierownictwa partii, którzy jeszcze niedawno byli gorącymi orędownikami posadzenia Piskorskiego na fotelu przewodniczącego SD. Według "Rzeczpospolitej", starzy działacze Stronnictwa są rozdarci pomiędzy chęcią utrzymania profitów z wynajmu nieruchomości, a kosztownymi ambicjami powrotu na scenę polityczną. Piskorski chce je sfinansować ze sprzedaży majątku partii, wartego od 65 do 120 milionów złotych.

Ugrupowania polityczne - w myśl prawa - nie mogą prowadzić działalności gospodarczej, więc jeśli do końca roku SD nie sprzeda nieruchomości, to grozi mu nawet wykluczenie z rejestru partii. A wtedy trzeba się pożegnać z dotacjami z budżetu - możliwymi, gdy uzyska się trzyprocentowe poparcie w wyborach.

O tym finansowym nożu na gardle wiedzą potencjalni nabywcy nieruchomości SD i nie spieszą się z ofertami, licząc na ewentualny tani zakup.