Rosyjskie władze najwyraźniej nie zamierzają przyłączyć się do prawdopodobnych ataków lotnictwa amerykańskiego w Afganistanie. Choć - jak twierdzą analitycy - Rosja z życzliwością przyjmie operację, skierowaną przeciwko nieprzychylnym im władzom w Kabulu. Moskwa zapowiedziała, że nie zgodzi się na rozmieszczenie amerykańskich sił na terytorium jakiegokolwiek państwa w centralnej Azji, które jest członkiem WNP i sąsiaduje z Afganistanem.

Problemy moskiewskich władz z Afganistanem trwają od niemal ćwierć wieku, kiedy to w 1979 roku ekipa Leonida Breżniewa zdecydowała się wysłać swoje wojska z "proletariacką misją" do tego górzystego kraju. Wieloletnia wojna z afgańskimi mudżahedinami zakończyła się klęską imperium. Wówczaas triumfujące siły antysowieckie, wspierane niegdyś przez Amerykanów, zaczęły walczyć między sobą. Ostatecznie władzę w Kabulu i na zdecydowanej większości terytorium kraju przejęli skrajni fundamentaliści islamscy, Talibowie. Rosjanie twierdzą, że właśnie w Afganistanie, pod skrzydłami Talibów, szkoleni są terroryści, którzy podkładają bomby w rosyjskich i czeczeńskich miastach. W obecnych warunkach każde osłabienie sił Talibanu jest dla Rosji na rękę. Interesom Moskwy służyć będą więc amerykańskie akcje odwetowe na pozycje terrorystów w górach Afganistanu. Zysk dla Kremla tym bardziej podwójny, bo nienawiść świata skieruje się na Amerykanów, a nie na Moskwę, gotową w każdej chwili zdystansować się od operacji prezydenta Busha.

Przypomnijmy: Moskwa już zapowiedziała, że nie zgodzi się na rozmieszczenie amerykańskich sił na terytorium jakiegokolwiek państwa w centralnej Azji, które jest członkiem Wspólnoty Niepodległych Państw. Trzy byłe radzieckie republiki: Tadżykistan, Uzbekistan i Turkmenistan sąsiadują z Afganistanem - państwem, w którym ukrywa się główny podejrzany o dokonanie zamachów w Nowym Jorku i Waszyngtonie saudyjski terrorysta Osama bin Laden.

foto RMF

15:45