Sam fakt, że ja przez ten konkurs przeszedłem, dla mnie świadczy o tym, czego się Polska przez te kilka lat w NATO dorobiła. A dorobiła się przede wszystkim dobrej opinii – twierdzi gość Faktów Adam Kobieracki, polski dyplomata, który zostanie jednym z zastępców sekretarza generalnego NATO.

Konrad Piasecki: Kiedy kończył pan przed laty Moskiewski Instytut Studiów Strategicznych, marzyło się panu takie stanowisko?

Adam Kobieracki: Marzyła mi się praca w dyplomacji. Ja nie należę do osób, które planują sobie karierę zawodową na kilka, czy kilkanaście lat do przodu. Jak byłem młodym pracownikiem ministerstwa, zaczynałem pracę mając 20 lat, to pamiętam, że tutaj nas próbowano odpytywać, o jakich stanowiskach marzymy. Takie jakieś badanie socjologiczne przeprowadzono...

Konrad Piasecki: I co pan wtedy mówił? RWPG, Układ Warszawski?

Adam Kobieracki: Nie, ja wtedy wpisałem, zgodnie z prawdą, choć enigmatycznie w takim kwestionariuszu, że chce zająć w tym resorcie stanowisko jak najwyższe. I to była i jest prawda. Tego stanowiska nie planowałem w tym sensie, że nie czekałem, aż się pokaże takie akurat ogłoszenie, że to jest wolne, że ja tam muszę jechać. Natomiast jak się dowiedziałem, że jest wolne, to się nim zainteresowałem.

Konrad Piasecki: Pytam, bo, rozumie pan, Moskwa, dzisiaj Bruksela, wtedy Układ Warszawski, teraz NATO. Brzmi to tak trochę jak, przyjemny, ale żart historii.

Adam Kobieracki: Dobrze, w porządku, ale to taki dobroduszny żart historii. Historia też lubi płatać figle. Mnie akurat los spłatał takiego.

Konrad Piasecki: Jak wygląda taki konkurs na kandydata na takie stanowisko w NATO?

Adam Kobieracki: Trzeba przepytać tych, którzy go przeprowadzają. Trzeba przede wszystkim się tam zgłosić, trzeba przesłać różne informacje o sobie, życiorysy... Normalne, tak, jak się człowiek stara o każdą inną pracę. W przypadku tego stanowiska takim jednym z elementów konkursu był po prostu – jak by to nazwać? – ustny egzamin, czy też – elegancko mówiąc – rozmowa kwalifikacyjna. To był główny element. Natomiast dalej, to nie do mnie pytanie. Nie ja podejmowałem tę decyzję. Ja byłem uczestnikiem konkursu, a nie jego organizatorem.

Konrad Piasecki: Czy te „moskiewskie” elementy kariery nie przeszkodziły? Nikt się o nie pytał?

Adam Kobieracki: Sądząc po efektach, to nie przeszkodziły. To znaczy pytano i ja nie ukrywam faktu, gdzie się uczyłem, gdzie studiowałem. To w życiorysie, który państwo otrzymali na tym spotkaniu, jest jasno zaznaczone.

Konrad Piasecki: A bardzo pana tam prześwietlano? Jeśli chodzi np. o stosunki z wywiadem PRL-owskim?

Adam Kobieracki: Pomińmy tę materię, to naprawdę nie jest na tę rozmowę. Jeśli chodzi o to, czy mnie bardzo męczono w trakcie tego spotkania, czy tej rozmowy kwalifikacyjnej, to – cóż – wyszedłem spocony jak mysz kościelna.

Konrad Piasecki: Pomińmy tę materię, bo jest coś do ukrycia?

Adam Kobieracki: Nie, po prostu to jest pytanie nie na miejscu, bo jeśli pracuję w MSZ 20 lat, pracuje w MSZ w roku 2003, nie zliczę, ile ministrów przetrzymałem jako skromny urzędnik MSZ, ciągle w tym MSZ paruję, jestem dyrektorem departamentu odpowiadającego za politykę bezpieczeństwa, jeżdżę do Brukseli bardzo często, uczestniczę w zamkniętych posiedzeniach NATO, mam najwyższe klauzule dopuszczeń do tajemnic i polskich, i NATO-wskich, to to pytanie jest po prostu nie na miejscu. Ktoś już to sprawdzał.

Konrad Piasecki: Pan dzisiaj na konferencji prasowej powiedział, że zaskoczyło pana zainteresowanie, jakie się tej pańskiej nominacji poświęca. Dlaczego?

Adam Kobieracki: Dlatego mnie zdziwiło, że tak patrząc uczciwie na to i rozsądnie, to po prostu polski dyplomata wygrał konkurs na jedno z wyższych stanowisk urzędniczych w organizacji międzynarodowej – w Sojuszu. Ja się z tego cieszę, cieszę się, że inni się cieszą, natomiast takie nadmierne zainteresowanie, no cóż, może świadczyć o tym, że łakniemy takich sukcesów.

Konrad Piasecki: Jedno z urzędniczych stanowisk, ale to jest taki kolejny dowód na to, że Polska gdzieś tam na te wielkie salony międzynarodowe wkracza z otwartą przyłbicą.

Adam Kobieracki: Tak, to jest prawda i sam fakt, że ja przez ten konkurs przeszedłem, zostałem wybrany – bo podkreślam, ja jestem ciągle kandydatem na to stanowisko, kontraktu nie podpisałem, pracy nie rozpocząłem, tak że jedynym, ale kandydatem - dla mnie świadczy w jakimś tam sensie o moich skromnych zaletach, ale przede wszystkim o tym, czego się Polska przez te kilka lat w NATO dorobiła. Dorobiła się przede wszystkim dobrej opinii.

Konrad Piasecki: Na ile obiektywnie umie pan ocenić, czy to są te pańskie – jak pan powiedział – skromne zalety, a na ile jest to nominacja polityczna, na ile jest to wdzięczność za stosunek do wojny w Iraku?

Adam Kobieracki: Ta decyzja zapadła, ten konkurs się odbywał w momencie, kiedy się działy różne rzeczy na świecie, nie tylko operacja w Iraku. Z równie dużą dozą prawdopodobieństwa można domniemywać, że moja nominacja ma związek z epidemią SARS, bo jestem człowiekiem zażywnym i na pewno nie jestem ofiarą SARS. Byłoby to co najmniej nierozsądne, gdyby osoby decydujące o obsadzie tego wysokiego stanowiska urzędniczego, kierowały się jakąś wdzięcznością polityczną, bo – przepraszam – jeśli to by była tego typu nominacja, to co by to oznaczało dla przyszłego funkcjonowania Sojuszu? Że jakiś polityczny protegowany ma się zajmować operacjami NATO? Przecież to jest recepta na kryzys.

Konrad Piasecki: A poza tym to by pokazywało siłę amerykańskiej frakcji w NATO.

Adam Kobieracki: Jeszcze raz. Z równym prawdopodobieństwem można spekulować, że ma to związek z SARS.

Konrad Piasecki: Już pan wie, jak będzie wyglądała pańska codzienna praca w NATO?

Adam Kobieracki: Nie, dlatego, że to jest nowe stanowisko, nowo utworzony pion jakby w kwaterze głównej NATO, w tej części cywilnej, który za kilka tygodni rozpocznie urzędowanie... To się potem okaże.

Konrad Piasecki: A kiedy pan swoje urzędowanie rozpocznie?

Adam Kobieracki: To zależy troszeczkę od mojego przyszłego pracodawcy. Jeszcze raz, ja jestem na razie tylko kandydatem, kontraktu nie podpisałem. Uczciwie mówiąc, latem. Ja też jestem normalnym człowiekiem, też chciałbym jakiś krótki bodaj urlop spędzić między zakończeniem funkcjonowania tutaj, a przejściem do pracy w Brukseli. Ale latem na pewno.

19:55