Komitety wyborcze mają 30 dni od wyborów na usunięcie plakatów, które wiszą w miejscach legalnych. Okazuje się jednak, że tych które wiszą nielegalnie, na słupach, skrzynkach pocztowych – a jest ich setki – ciągle nie ściągnięto.

W samej Warszawie przy ulicy Żelaznej wypłowiałych plakatów, z których spoglądają na nas twarze kandydatów wisi mnóstwo. Mimo zniszczeń, widać na nich podobizny, bez problemu można odczytać nazwisko czy nazwę partii. Takich plakatów w Warszawie są jeszcze dziesiątki - jak nie setki. Z doświadczeń Zarządu Oczyszczania Miasta, które sprząta stolicę po każdych wyborach wynika, że komitety najczęściej ogłaszały się właśnie w miejscach nielegalnych.

Były to skrzynki energetyczne, latarnie, słupy, pojemniki do segregacji śmieci, drzewa, a nawet zdarzyło się że w trawnikach miejskich były powtykane chorągiewki jednego z kandydatów - wylicza Iwona Fryczyńska z ZOM-u. Ile konkretnie jest takich plakatów i naklejek w stolicy będzie wiadomo dopiero w momencie, kiedy pracownicy ZOM-u zaczną usuwać nielegalnie rozwieszone ulotki i plakaty.

W Katowicach większość plakatów już zniknęła, co jednak nie oznacza, że wszystkie. Okolice katowickiego Spodka jeszcze parę dni temu były naszpikowane podobiznami kandydatów do europarlamentu. Dziś plakatów jest kilka, wisi także jeden billboard, który mieszkańcom wybitnie nie przypadł do gustu:

W Szczecinie kandydaci do europarlamentu posprzątali, ale tylko teoretycznie. Po plakatach Sławomira Nitrasa z Platformy Obywatelskiej oraz Mirosławy Masłowskiej z Prawa i Sprawiedliwości pozostały listewki przyczepione do ulicznych latarni plastikowymi opaskami. Te plakaty zostały rozwieszone bez pozwolenia. Ściągane były w pośpiechu, bo Zarząd Dróg i Transportu Miejskiego zapowiedział naliczenie kar. Zrywano więc same plakaty. Listewki więc w wielu miejscach wiszą i szpecą. Po Bogusławie Liberadzkim kandydacie z list SLD-UP też są pamiątki. Na wielu trawnikach sterczą metalowe pręty, do których przytwierdzone były tablice kandydata. UPR też po sobie nie sprzątnęła dokładnie. Za kandydatów robią to działkowcy. Bo przecież drewniane paliki na których wisiały plakaty wbite w ziemię np. przy Rondzie Hackena doskonale nadają się do podtrzymania krzaków pomidorów.

Straż miejska, kiedy zobaczy taki plakat na murze lub klatce schodowej, czyli w miejscu, gdzie wisieć nie powinny powiadamia odpowiednie służby. W Warszawie jest to Zarząd Oczyszczania Miasta. Nie grozi za to mandat, ale wszyscy, którzy zapomnieli ściągnąć swoje plakaty nie pozostaną bezkarni – zapewnia Iwona Fryczyńska: Sumujemy ilość powierzchni, którą musieliśmy posprzątać w odniesieniu do danego komitetu wyborczego i fakturę na taką kwotę wysyłamy komitetowi. Ten ma odpowiedni czas na zwrot tych pieniędzy. To około 100 złotych za metr kwadratowy śmieci. Tylko po ostatnich wyborach samorządowych ZOM wycenił sprzątanie miasta na 90 tysięcy złotych.

Jeśli do jutra plakaty nie znikną, na sztaby wyborcze zostaną nałożone kary.