"On odcisnął swoje piętno. Był rzeczywistym przywódcą Kościoła w Polsce. To on nadawał kierunek, ton i to on wymagał, egzekwował, żeby ta jedna linia była realizowana przez cały Kościół w Polsce" - mówi o prymasie Stefanie Wyszyńskim Ewa Czaczkowska, autorka książki "Kardynał Wyszyński. Biografia". Dziś mija 60 lat od aresztowania "prymasa tysiąclecia".

REKLAMA

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: W swojej książce kreśli pani pełny, wielowymiarowy portret kardynała Stefana Wyszyńskiego, nie tylko jako kapłana, księdza, autorytet, przywódcę Kościoła, ale także - po prostu - człowieka. Jakim człowiekiem był kardynał Wyszyński?

Choć wzbudzał dystans, to osoby, które go poznały, wiedziały, że to jest osoba niezwykle ciepła, sympatyczna, otwarta i zwyczajna.

Ewa Czaczkowska: Z przekazów, ze wspomnień, z opowieści osób, które znały kardynała Wyszyńskiego, wynika bez wątpienia, że to był człowiek wielowymiarowy. To nie był człowiek schematyczny. To był człowiek bardzo otwarty na drugiego człowieka.

Ze zdjęć widać że to była osoba z ogromną dystynkcją, niezwykle kulturalna z manierami. To był taki książę Kościoła. O choć wzbudzał dystans, to osoby, które go poznały, już po krótkiej rozmowie z nim, wiedziały, że to jest osoba niezwykle ciepła, sympatyczna, otwarta i zwyczajna.

To był też dyplomata, który znał się nie tylko na polityce watykańskiej, ale również na polityce krajowej czy międzynarodowej. Chyba nie ma takiej dziedziny, w którą w tamtym czasie Kościół był zaangażowany, aby prymas Wyszyński nie miał swojego udziału. On odcisnął swoje piętno. Był rzeczywistym przywódcą Kościoła w Polsce. To on nadawał kierunek, ton i to on wymagał, egzekwował, żeby ta jedna linia była realizowana przez cały Kościół w Polsce.

Po latach okazało się, że ta właśnie jego koncepcja i wizja Kościoła wygrała.

On miał koncepcję, chyba jako jedyny z całego episkopatu. Koncepcje, która nie wszystkim się do końca podobała; były też głosy przeciwne. Na przykład dotyczące wielkiej nowenny i sposobu realizacji uroczystości związanych z milenium chrztu Polski. Po latach okazało się, że ta właśnie jego koncepcja i wizja Kościoła wygrała.

Kiedy dziś ludzie Kościoła wspominają o prymasie Wyszyńskim, mówią w kategoriach autorytetu, przywódcy, mądrego człowieka, światłej osoby. W ich głosie słyszę pewną tęsknotę. Czy pani też ją słyszy? Taką nostalgię za mądrym przywódcą, który umie powiedzieć "Tak będzie" i wszyscy mówią "Dobra".

Ta nostalgia jest wciąż słyszana. Kardynał Wyszyński rzeczywiście był takim leaderem i przywódcą. I za takim leaderem i przywódcą wiele osób w Polsce tęskni, szczególnie tych, którzy pamiętają Wyszyńskiego. Ale czasy się zmieniły. W tym sensie, że dzisiaj Kościół żyje, pracuje i wykonuje swoją misję w normalnych, demokratycznych warunkach. Kościół żyje dziś w innych warunkach, normalnych - w takim sensie, że nie ma przeszkód prawnych, światopoglądowych, ideologicznych itd. Kościół nie ma przeszkód do tego, aby realizować swoją misję.

Prymas był jednoosobowym przywódcą Kościoła w Polsce. A to była rzecz nienormalna, mówię to w cudzysłowie. To była rzecz wyjątkowa na tle innych Kościołów, w innych krajach, w tamtych czasach. Prymas Kościoła w Polsce rzeczywiście miał wyjątkową pozycję w stosunku do prymasów w innych krajach; miał bowiem specjalne uprawnienia Stolicy Apostolskiej, które były znacznie wyższymi, większymi uprawnieniami niż mieli inni prymasi. To, co jest teraz, jest taką sytuacją, która od dawna istnieje w innych Kościołach w innych krajach - prymasi mają z reguły znaczenie honorowe i symboliczne. Najważniejszym organem jest Konferencja Episkopatu Polski z wybieranym kadencyjnie przewodniczącym Episkopatu Polski. Tak naprawdę wszyscy biskupi są sobie równi. Tego są oczywiście skutki pozytywne. Ale są też negatywne. Czasami ta linia jest rozproszona, nieczytelna, niejasna.

Pisząc tę książkę, uzupełniając ją, natrafiła pani na mnóstwo dokumentów, świadków. Czy jest taka historia, opowieść, która kojarzy się pani z prymasem Wyszyńskim, a która panią w jakiś specjalny sposób zadziwia albo może wzrusza?

Rzeczywiście tych historii takich bardzo ludzkich, które słyszałam, o których czytałam, jest bardzo wiele. Ale rozmawiamy w dniu 60. rocznicą aresztowania prymasa Wyszyńskiego i przypomina mi się zupełnie niezwykły list, który pisał prymas Wyszyński do przełożonej, siostry zakonnej Marii Graczyk. To ona mu usługiwała w czasie uwięzienia. Prymas wiedział już wtedy, że ona gra na dwie strony i pisze donosy. Przeciwko niej nastawił prymasa jego kapelan ksiądz Skorodecki, który - zresztą - jak się potem okazało, również był współpracownikiem UB.

To pokazuje niezwykłego człowieka w warunkach uwięzienia, który dba o osobę, co do której ma się prawo podejrzewać, że pisze na niego donosy.

Ale od razu chcę podkreślić, że ja nie śmiałabym nigdy w życiu ocenić postawy tych dwóch osób. Mam głęboką świadomość, że czym innym było odmówić współpracy w latach 50. - za co się po prostu dostawało się kulą w łeb, a czym innym było odmówienie w latach 70. Wtedy groziło to brakiem zezwolenia na zagraniczne studia.

Ksiądz Skorodecki był maltretowany straszliwie, zanim zgodził na współpracę. To już taka dygresja.

Wracając do Marii Graczyk. Znalazłam w dokumentach w jej teczce zachowanej w IPN-ie informację o niezwykłym liście księdza prymasa do jej przełożonej, do przełożonej zgromadzenia. Martwi się w nim, że zgromadzenie nie utrzymuje kontaktów z siostrą Graczyk, a ona marznie, jest jej tak zimno, nie przysyłacie jej nawet ciepłych pończoch. I to mnie rzeczywiście wzruszyło.

To był ten najgorszy okres uwięzienia w Stoczku Warmińskim. Warunki egzystencji były tam bardzo trudne, to był stary budynek poklasztorny, gdzie było bardzo zimno. Tam nawet był śnieg, szron od wewnątrz. Te piece były stare, dobrze nie grzały. Tak samo było zimno oczywiście i siostrze, i kapelanowi, i tak dalej. I on właśnie się troszczył o to, że siostra marznie, że nie przysyłają jej pończoch ciepłych, że nie utrzymują kontaktu. Więc dla mnie to pokazuje niezwykłego człowieka w tych warunkach uwięzienia, kiedy dba o osobę, co do której ma się prawo podejrzewać, że pisze na niego donosy.