W walce ze śniegiem, w każdej chwili, mogą pomóc żołnierze. W sumie pięć tysięcy ludzi w mundurach. Na drogi mogą wyjechać transportery, ciągniki gąsienicowe oraz pługi wirnikowe. Do startu są gotowe śmigłowce z brygady kawalerii powietrznej w Tomaszowie Mazowieckim. Wojsko może takżew dostarczyć jedzenie oraz lekarstwa do miejscowości odciętych od świata. Jednak wojewodowie sięgają po wojskową pomoc bardzo niechętnie. Poprosiło o nią trzech wojewodów: łódzki, warmińsko-mazurski i małopolski.

REKLAMA

Żołnierze pracują między innymi w Ostródzie. W Słupsku oprócz wojaków z tamtejszej jednostki, z zimą walczą policjanci ze szkoły policji. Kilkuset mundurowych ładuje i wywozi śnieg z ulic i chodników. Dlaczego wojewodowie proszą o żołnierską pomoc w ostateczności? Bo po prostu muszą za nią zapłacić, np. wojsku za zużyte paliwo. Odpowiedzialny za służby ratownicze, Zbigniew Sobotka, pierwszy zastępca ministra spraw wewnętrznych i administracji powiedział RMF, że przed poproszeniem o pomoc - należy się dobrze zastanowić:

Sytuacja z godziny na godziny sytuacja może się zmienić. Problem w tym, że Polacy nie za bardzo umieją sobie radzić z sytuacjami kryzysowymi. Nie ma nawet odpowiednich przepisów prawnych. W Polsce od 12 lat budujemy system zarządzania kryzysem. Mamy nawet specjalny 11 rozdział w Konstytucji - o stanach nadzwyczajnych. Co z tego, kiedy nie ma odpowiednich ustaw - powiedział Piotr Chmielewski z Uniwersytetu Warszawskiego. Przez to w działania różnych służb, sztabów i organizacji może się wkradać chaos. Po drugie reforma samorządowa zdecentralizowała państwo - co jest szlachetne, ale za prawem nie poszły pieniądze. Władz lokalnych na zarządzanie kryzysem po prostu nie stać: "Oczywiście najlepiej zarządza się kryzysem na poziomie lokalnym. Natomiast jeżeli nie ma środków do zarządzania tym kryzysem, to widzimy jakieś tam traktorki, które wbijają się w ten śnieg. Nawet pługu nie mają" - powiedział Chmielewski. Brak jasno określonych kompetencji powoduje rozmycie odpowiedzialności. "Różne organizacje walczą, żeby zdobyć dominującą pozycję, tego zarządzającego kryzysem. Jest to możliwe, bo nie mamy tych ustaw" - dodaje Chmielewski. Wątpliwym usprawiedliwieniem jest to, że w Europie trudno znaleźć idealny wzór do naśladowania. Mistrzami w zarządzaniu sytuacjami kryzysowymi są bowiem Amerykanie.

foto Maciej Pałahicki RMF

06:30