Mężczyzna, którego fotografie opublikowano w prasie, nie jest podejrzany - mówił wczoraj szef sztokholmskiej brygady kryminalnej, prowadzącej śledztwo ws. morderstwa minister spraw zagranicznych Anny Lindh. Dodał, że policja aktywnie poszukuje sprawcy ataku, jednak wciąż nie ma podejrzanego.

REKLAMA

Mężczyzna, który jest na zdjęciu, był w domu towarowym w momencie, gdy doszło do przestępstwa. Usiłujemy się z nim skontaktować. Może być podejrzanym, ale może być też po prostu istotnym świadkiem. Naprawdę chcemy z nim rozmawiać, więc prosimy, by się do nas zgłosił - mówił Leif Jenneqvist, szef brygady kryminalnej Sztokholmu.

Szef brygady, prowadzącej dochodzenie, przyznał, że opublikowane wczoraj zdjęcia pochodziły ze źródeł policyjnych, ale – jak zaznaczył - nie dotarły do prasy kanałami oficjalnymi, pochodziły z "przecieku". Dodał także, że cały czas prowadzone są intensywne działania, które mają pomóc w ujęciu zabójcy.

Oburzenia publikacją zdjęć nie krył także rzecznik sztokholmskiej policji. Jego zdaniem mogą one świadomie lub podświadomie wpłynąć na świadków.

Szwedzka policja poinformowała, że bada m.in. ubrania, jakie Anna Lindh miała na sobie w momencie zamachu. Ekipa dochodzeniowa ma nadzieję znaleźć tam ślady obcego kodu genetycznego, innego od DNA ofiary czy osób z jej otoczenia.

Oficjalnie potwierdzono także, że znaleziony na miejscu ataku szwedzki nóż Mora, z bardzo ostrą klingą 16-centymetrowej długości, był narzędziem zbrodni, ale – jak zaznaczono – okazał się, przynajmniej na razie, mało pomocny; nie dostarczył tylu wskazówek, ilu się spodziewano. Chodzi m.in. o odciski palców i ślady DNA.

Dodajmy, że dziś w Szwecji referendum na temat przyjęcia wspólnej europejskiej waluty (zwolenniczką takiego rozwiązania była zamordowana minister Lindh). Jak wskazują ostatnie sondaże rośnie odsetek zwolenników euro. Po raz pierwszy przewyższył liczbę przeciwników przystąpienia do wspólnej waluty europejskiej.

08:00