Jedna naukowa ekspertyza wystarczyła, by państwo przez 10 lat wydało 23 mln zł na oczyszczanie z ropy terenu poradzieckiej bazy w Stargardzie Szczecińskim. Jak ustaliły RMF i "Rzeczpospolita", wiele wskazuje na to, że nie było to potrzebne.

REKLAMA

Poradziecka baza wojskowa z lotniskiem leży w Kluczewie, dzielnicy Stargardu. Do początku lat 90. stacjonował tutaj radziecki pułk myśliwski. Rosjanie zostawili po sobie duże ilości ropy pływającej pod powierzchnią ziemi. W 1993 roku Główny Inspektorat Ochrony Środowiska zlecił Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie zbadanie stanu środowiska przy lotnisku. Tak powstała ekspertyza, na podstawie której do dzisiaj trwa rekultywacja terenu.

Według jej autorów — WAT i współpracującej z nim kieleckiej firmy Exbud-Hydrogeotechnika — Kluczewo było najbardziej skażonym obiektem poradzieckim w Polsce. Eksperci zalecali natychmiastowe podjęcie działań, bo lotnisko znajdowało się kilkanaście kilometrów od jeziora Miedwie, które jest głównym zbiornikiem wody pitnej dla Szczecina. Istniało niebezpieczeństwo, że ropa może go zanieczyścić. Miasto zwróciło się więc o dotacje państwowe na ten cel — do różnych instytucji, przede wszystkim do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej — i rozpoczęło wypompowywanie ropy spod ziemi. Pracami zajmowało się kilka firm, a od 1995 r. już tylko jedna - Exbud.

Mieszkańcy wydobyli więcej

Po kilku latach, w lipcu 1999 roku, NFOŚiGW postanowił sprawdzić, czy warto dalej wydawać pieniądze na rekultywację. Zbadanie sprawy zlecił Państwowemu Instytutowi Geologicznemu. Wynik badań podważył opinię WAT i współpracującej z nim kieleckiej firmy Exbud-Hydrogeotechnika. Specjaliści z Instytutu stwierdzili, że ropa z lotniska faktycznie może dotrzeć do Miedwia, ale dopiero... za 800 lat. Jeżeli w ogóle dopłynie. Z ich danych wynikało też, że szybciej od wynajętych firm starą ropę wybierali wiadrami okoliczni mieszkańcy. W pierwszych dwóch latach po opuszczeniu bazy przez Rosjan wydobyli 2 tys. metrów sześciennych. I to za darmo! Tymczasem specjalistyczne firmy przez kolejne 9 lat odpompowały zaledwie 1,6 tys. metrów sześciennych ropy. Te prace pochłonęły 23 mln zł.

Pod koniec 1999 roku do badań skażenia przyłączyła się Politechnika Szczecińska, a w kolejnym roku Politechnika Wrocławska. Obie uczelnie stwierdziły, że prace są zbyt kosztowne. Politechnika Wrocławska wskazała na drastyczny wzrost kosztów wydobycia metra sześciennego paliwa. O ile w latach 1995–1996 wynosił on 5 zł, o tyle w 1999 roku już 50 zł. Zdaniem uczelni doszło też do licznych nieprawidłowości np. podwójnego płacenia za te same prace czy zawyżania stawek.

Wojewoda wstrzymał pieniądze

Mimo negatywnych opinii SLD-owskie władze Stargardu nie wstrzymały kosztownych prac, za które płacił Skarb Państwa. Nie zareagowały też na informacje o nadużyciach. Miało się odbyć spotkanie stron z udziałem Exbudu, aby zastanowić się, jak obniżyć koszty i uzyskać lepszy efekt – mówi profesor Jerzy Zwoździak z Politechniki Wrocławskiej, autor ostatniego raportu.

Próbę wstrzymania prac podjął jesienią 1999 roku wojewoda zachodniopomorski Władysław Lisewski (AWS). Po zapoznaniu się z ekspertyzami postanowiłem nie zapłacić 900 tys. zł kolejnej raty. Od tej pory negatywnie opiniowałem wnioski miasta do NFOŚ o kolejne pieniądze – wspomina.

Rozpoczęła się wojna na dokumenty. Na początku 2000 roku władze Stargardu złożyły skargę na wojewodę do rzecznika dyscypliny finansów publicznych MSWiA oraz NIK. Wspomnianych 900 tys. zł nie odzyskały, ale udało im się załatwić nowe dotacje. W 2001 roku – już po objęciu władzy przez koalicję SLD–UP–PSL - prezydent Stargardu Kazimierz Nowicki ponownie próbował u wojewody odzyskać straconą sumę. Bezskutecznie.

Co ciekawe, nowym wicewojewodą został wtedy Andrzej Durka (PSL), który znał ekspertyzy nakazujące wstrzymanie prac. Nie powiedział jednak Nowickiemu, że dalsza rekultywacja nie ma sensu. Dzisiaj mogę mieć z tego powodu tylko wyrzuty sumienia – przyznaje.

Słono przepłacono

Jak ustaliliśmy, państwowe pieniądze tracono jeszcze w inny sposób. Władze Stargardu co kilka lat organizowały przetargi, które miały wyłonić firmę do prowadzenia oczyszczania lotniska. Jak się okazuje, od 1995 roku przetargi wygrywała tylko jedna firma - Exbud Hydrogeotechnika. Ta sama, która z WAT-em przygotowała alarmujące raporty o grożącym Miedwiu skażeniu. Exbud wygrywał, mimo że proponował identyczne usługi za znacznie wyższą cenę niż konkurencja. Łącznie w dwóch przetargach miasto przepłaciło 8,2 mln zł.

Konkurencji nie pomógł nawet Urząd Zamówień Publicznych, który aż trzykrotnie na jej wniosek unieważniał jeden z przetargów, wytykając komisji przetargowej rażące błędy. Gdy za trzecim razem unieważnił przetarg, zarząd miasta podniósł alarm, że dalsza zwłoka w wybraniu wykonawcy grozi przerwaniem prac, a tym samym skażeniem Miedwia. I wystąpił do Urzędu o pominięcie przetargu. Zalarmowany groźbą skażenia UZP wydał więc zgodę. A miasto spokojnie mogło już podpisać kolejną umowę z Exbudem.

Ustaliliśmy, że Exbud wygrywał w dużej mierze dzięki działaniom ówczesnego wiceprezydenta Jana Dąbrowskiego (SLD). To on określał kryteria przetargów, a następnie, łamiąc własne ustalenia, dawał zaniżone oceny konkurentom Exbudu. On też powoływał członków komisji przetargowej – wśród nich m.in. znalazł się profesor WAT Andrzej Spychała, który był szefem zespołu przygotowującego ekspertyzę dla miasta wskazująca na konieczność rekultywacji. Dzisiaj Dąbrowski tłumaczy, że nie pamięta okoliczności przetargów. Proponowałbym jednak tego tematu nie kontynuować, bo panowie są bogatsi o dokumenty, szukacie tutaj jakichś nieprawidłowości – tłumaczy.

Wspólnota interesów

Dlaczego prowadzono tak kosztowne prace mimo przeciwnych im ekspertyz? Wokół lotniska powstała prawdziwa wspólnota interesów. Zajęcie przy rekultywacji znalazł były wiceprezydent Ireneusz Jabłonka, który był członkiem SLD-owskiego zarządu miasta. 1 października 1995 roku zrezygnował ze stanowiska w magistracie, a miesiąc później został zatrudniony w Exbudzie. Rekultywacja zawsze miała największych sprzymierzeńców wśród polityków SLD. Gdy w 1999 roku miasto, mimo kolejnych przetargów, nie mogło wybrać Exbudu, do akcji interwencyjnej na rzecz wyboru firmy z wolnej ręki włączyli się – śląc monity do UZP – ówczesny wiceprezydent Szczecina Dariusz Wieczorek (SLD), dziś radny sejmiku, oraz ówczesny marszałek województwa Zbigniew Zychowicz (SLD), dzisiaj senator RP.

Aktywnym orędownikiem rekultywacji, który wspierał Stargard w staraniach o pieniądze na ten cel, był też poseł SLD Stanisław Kopeć. Wysyłał pisma do premiera Jerzego Buzka, MSWiA i Ministerstwa Skarbu Państwa. Jak się okazało, także i on skorzystał na rekultywacji. Od 2001 roku jest właścicielem mieszkania na osiedlu przylegającym do lotniska. Według świadków mieszkanie użytkuje firma Exbud-Hydrogeotechnika na cele biurowe.

Zapytaliśmy posła, czy dostawał pieniądze od Exbudu. Potwierdził. Od kwietnia 2001 lokal jest wynajmowany firmie Exbud-Hydrogeotechnika Kielce za kwotę ok. 600 zł miesięcznie brutto - oświadczył nam poseł i zaznaczył, że fakt wynajmu jest zgłoszony w Urzędzie Skarbowym, a od kwoty dochodu regularnie odprowadzany jest podatek.

W oświadczeniach majątkowych posła nie znaleźliśmy jednak informacji o dochodach z wynajmu. Wynika z nich tylko to, że poseł jest właścicielem wspomnianego mieszkania nie od 2001 r., ale już od 1995, czyli od momentu gdy na lotnisku pojawił się Exbud. A wydobywanie ropy na lotnisku w Stargardzie trwa...

Piotr Lichota RMF FM

Michał Stankiewicz "Rzeczpospolita"

21:30