Otwórz Powieki Ale Czytaj Także Wewnętrznym Okiem.

REKLAMA

Nie tylko dlatego, że jest tak wyjątkowa, tę Wigilię w Staniątkach zapamiętam do końca życia. Także z tego powodu, że pragnę ją sobie zapamiętać. Wykorzystam do tego bardzo stare techniki sztuki pamięci czyli mnemotechniki. Jedną z nich jest Pałac Pamięci, czyli wizualizowana architektura, taki trik w mnemotechnicznych ćwiczeniach. Wyobraźcie więc sobie staniąteckie opactwo Benedyktynek.

Inskrypcja nad wejściem, intrygujący napis nad bramą do klasztoru, wykuta łacińska sentencja głosi: "Si Deus pro nobis, quis contra nos?". Zapamiętuję sobie, co znaczy: "Jeśli Bóg jest z nami, któż przeciwko nam?". Nie mogę zapominać, że ten budynek to miejsce, w którym zgromadziły się szczególne osoby. Klasztor to rodzaj warowni, ale to nie mury stanowią główną linię obrony, a wiara.

Ecclesia to po łacinie "Kościół". Jego znakiem jest krzyż. I oto on - widzicie? Wisi obok wielkich drewnianych drzwi. Przyciągający wzrok, bo nie jest zawieszony na ścianie, on wisi, aby za niego pociągnąć. Nie obawiajcie się, ciągnijcie w dół. Słyszycie? Jeszcze raz! Rozbrzmiewa dzwonek po drugiej stronie. Gość w dom, Bóg w dom. Tak głosi staropolskie przysłowie. Tradycji staje się zadość.

Ulubione miejsce łasuchów - kuchnia. Jednak tu w tej klasztornej jadłodajni skromne przygotowuje się potrawy. Nie samym chlebem człowiek przecież żyje. Tu najważniejszy jest duchowy obrok. Chyba, że przygotowuje się jadło na sprzedaż. Zakon musi się jakoś utrzymać, bo potrzeb jest wiele. Zapamiętać, ile węgla potrzeba miesięcznie na ogrzanie takiego giganta z cegieł! 20 ton na 1 miesiąc!

Ciasteczka, dżemy, konfitury, a nawet skrawki opłatków, które pakuje się w plastykowe kasetki z etykietką "Chipsy mnicha". Dowcipnie i pożytecznie! Wszystko, co można przyrządzić w klasztorze wędruje do klientów. Kupujący stają się małymi mecenasami. Warto nie tylko duchowo wspierać Benedyktynki. One nie są wyłącznie strażniczkami wiary, ale i depozytariuszkami kultury materialnej.

Ile tu dzieł sztuki w samych korytarzach! Spoglądają na nas postaci z portretów i rzeźb. Krucyfiksy i wizerunki Matki Boskiej, a także postacie z naszej zamierzchłej, polskiej przeszłości. Labirynt przejść wije się przed oczyma. Dobrze, że za przewodniczkę mamy tutaj ksienię. Matka przełożona prowadzi nas do miejsc zamkniętych przed oczyma profanów. Nie wszędzie można tu, ot tak sobie spacerować.

Eksperyment pamięciowy trwa. Idę razem z wami w tym oto tekście- szlakami, które już raz i drugi przemierzałem. Razem z Ewą Kwaśny- współprowadzącą wigilijne Fakty prosto z opactwa w Staniątkach, z Marcinem Buczkiem - reporterem czujnym uchem łowiącym szmery z klasztornej ciszy, oraz z Jackiem Skórą, filmowcem i fotografikiem, rejestrującym statyczne obrazy oraz ten nasz ruch.

Kanon postępowania nakazywałby tu milczeć. Tu nawet nasze kroki brzmią jak wybuch rewolucji. Zobacz, jak z celi wyłania się niepewna staruszka. Sześćdziesiąt pięć lat za murami, w symbiozie ze świętymi księgami, mruga oczyma jakby wyszła z piwniczki na słońce. To nie jest widzialna ciemność. To wewnętrzne, mistyczne przestrzenie, dla których półmrok klasztoru jest jaskrawym światłem.

Niewygodę znosi się tu z radością. Chłód dormitorium jest szklarnią, w której dojrzewają owoce samoograniczenia. Po owocach poznacie, czy umartwienie jest dobre. Jesteś teraz w kaplicy, czujesz się jak we wnętrzu soczystej kuli. To wielkie, świetliste, dojrzałe grono. Gotyckie włókna, barokowy miąższ. Setki tysięcy płynnych modlitw, płynących wzwyż. Zamknij oczy. Unieś głowę. Widzisz ... to?

Ignoranci dostrzegą plamy na ścianach, zacieki, pleśń, ubytki tynku, obraz nędzy i rozpaczy. Czują podejrzane zapachy, gdy starość budynków miesza się w jedno z ludzkim umieraniem. Dostrzegają graciarnię, gałgany, bałagan. Za gotyckimi oknami krajobraz jak ze złego snu: nagie konary kiwają groźnie palcami w czarnych rękawiczkach. Nie da się ignorować zła. I tu za rogiem czają się demony.

Egzorcyzmy przepędzają jednak pokusę Kusego. Trzeba wierzyć. Trzeba mieć nadzieję. Że zwycięży dobro, że zjawią się dobrodzieje, że cudowne miejsce nadgryzione diabelskim zębem czasu znajdzie swojego dobrego ducha, że gwiazdy na unijnej fladze, nie szmacie, znaczą także wieniec nad głową Niepokalanej. Że Bruksela nie jest siedzibą neobolszewików plwających na chrześcijańską tradycję.

Suniemy dalej: w wyobrażanej przestrzeni. Pamięć wrzuca nas do klasztornego refektarza. Czy można kiedykolwiek przyzwyczaić się do takiego miejsca? Oswoić się z myślą, że spożywa się proste posiłki w komnacie, w której wszystko coś znaczy i ma sens wyższy niż poszczególne, człowiecze życie? Czym jest zbiorowość, która w tej oto jadalni spotyka się wciąż? Poza czasem. Jak na ostatniej wieczerzy.

Zawróć nas stąd! Krzyczą piewcy popu, przeżywający papkę kontrkultury, ironiczni luzacy, mięczaki sztywniejące na widok rzeźby, która odsyła do wieczności, czyli rzeczywistości poza wyobrażeniem żartownisia z głową w kształcie telewizora, o uszach z kabelkami podłączonymi do prądnicy nicości. Zabierz nas z tego miejsca! Wrzeszczą celebryckie odbicia w szybie, za którą majaczy jakby kaplica.

To my! To nasze zwierciadlane refleksy objawiły się na szklanych drzwiach prowadzących do Chóru Panien. Otwieramy skrzydła i otwieramy się na przeszłość. Okazuje się, że jest ona ponadczasowa. Otaczają nas stalle, ozdobne ławy z obrazkowymi zapleckami. Na każdym jest alegoryczna scena oraz motto, mądrość spisana równym pismem. Wyobrażam sobie figury i zdania przeznaczone dla mnie.

Ustawicznie atakowany przez informacje, najczęściej ulotne, niepozostawiające śladu w moim umyśle i sercu, marzę o czym trwałym, solidnym, rdzeniu życia, czymś co ustawi mnie do pionu, jakiejś osi świata, "axis mundi", jak to określa się w martwym od wieków języku - łacinie. Nie macie czasami podobnych pragnień? Nie macie czasami dość? Kto z was choć raz nie pomyślał , by uciec od świata?

Opactwo nie wita każdego z otwartymi ramionami. Jeśli są to ramiona, to rozpięte na krzyżu. Bez tego znaku nie ma sensu mówić o tym więcej, a co dopiero wędrować w pamięci, jak my teraz, razem, skoro wraz ze mną dotarłeś aż tu. Jednak ostrzegałem, że za skromnym wejściem kryją się ogromne przestrzenie, w których hula wiatr dziejów. Ale Duch tu nie wieje, kędy chce. Posłuchaj!

Duch tego miejsca porusza kartami pergaminów, wielkimi stronami zapisanymi przez lata cierpliwą benedyktyńską ręką, jak w tym szesnastowiecznym antyfonarzu, który podnieść z trudem mogły mocne ręce ludzi dawnych pokoleń, żelaznych, zahartowanych w bojach z oporną materią i duchem. Czy zapamiętasz ten ciężki tom oprawny w skórę, o drewnianych okładkach, z metalowym okuciem?

Środek karty jest okaleczony. Spójrz! Barbarzyńca skalpelem wyciął fragment tekstu. Pozostawił po sobie dziurę niepamięci. Ślad nicości, znak złego. Bękarci herb, godło łajdaka. Czworobok-okienko na inną stronicę. Prześwit do innych słów, pionową wyrwę w poziomej lekturze. Symbol nowoczesności, niewyobrażalny za czasów cierpliwych przepisywaczy. Wstyd za złodzieja otwiera nas na samowiedzę.

Wiemy o sobie tyle: jesteśmy w stanie sprofanować świętość dla zdobycia łupu. Mniejsza o to, co to za złote runo. Co przyświecało żałosnej kradzieży: naukowe nienasycenie, akademicki narkotyk, heroinowy ciąg do zażywania przyjemności, wypływającej z uznania, prestiżu itp. Nie chcę myśleć, że w grę wchodzą mroczne rytuały. Odwracanie sensów, satanistyczny obrządek. Nicowanie liter Boga.

Interesujące byłoby śledztwo, kto był w stanie tak okaleczyć świętą księgę i zranić uczucia wierzących. Dochodzenia prawdopodobnie nie będzie. Jakiś fatalizm maluje się na obliczu siostry Małgorzaty. Jej Mistrzem jest Chrystus. Pełen miłosierdzia. Twardość pojawia się w jej słowach, kiedy wspominam o ucieczce. Chciałem jej zrobić przyjemność, mówiąc, że chętnie na jakiś rok uciekłbym tutaj od świata.

Ależ dziwnie prychnęła! Było coś złowrogiego w tej jej tak nagłej reakcji. Jak: apage! Nie byłem w stanie zrozumieć, o co w tym może chodzić. Szedłem za nią przez chwilę, widząc przed sobą jej plecy. Nie śmiałem jej wyprzedzić, by prosić o wyjaśnienia. Sama się zatrzymała. Spojrzała mi prosto w oczy i przekazała mi mądrość, dźwięczącą mi w uszach. Też możesz ją zapamiętać. Odczytaj ją literalnie!

Tajemnicę jej przesłania ukryłem w ostatnim korytarzu Pałacu Pamięci, w jaki zamieniła się realna architektura Opactwa Benedyktynek w małopolskich Staniątkach. Ta mnemotechnika polega na tym, że umieszczamy w wyobrażonej przestrzeni różne przedmioty. Tu akurat są to cnoty połączone z informacjami, które chcę zapamiętać. Powiązania wbrew pozorom nie są za bardzo skomplikowane.

Ambitny jest już sam plan, więc nie trzeba zbytnio kombinować. Mnie wystarczy, że odkryjesz wyraźny, wizualny symbol. Jest on ukryty w miejscu, w którym łatwo go dostrzeżesz. Gotyk, który jest pierwszym stylem staniąteckiego Opactwa, powinien kojarzyć się z czymś wertykalnym, pionowym, czymś, co idzie w poprzek i na przekór naszym płaskim, poziomym czasom. Skupionym na tu i teraz.

A więc podobnie jak musisz wznieść głowę, aby za chórem w kaplicy dopatrzeć się najstarszych fragmentów klasztoru, tak i tutaj w tym tekście musisz na końcu unieść wysoko wzrok i ześlizgnąć się po murze tej mojej "architekstury" pamięci. Będzie to dodatkowa nagroda za wytrwałość. Czujesz jak podczas czytania coraz bardziej bolą cię nogi. Bo to nie jest zwyczajna lektura. To wspólna wędrówka.

Dotarliśmy już do Górnego Korytarza. Oto światło Białego Dormitorium. Nad głowami jak komiks, ale to nie komiks, historia Kazimierza Odnowiciela. Przypowieść, którą każdy pielgrzym powinien odnieść do siebie.

Odnowa jest bowiem rodzajem Zmartwychwstania. Obraz za obrazem przechodzimy przez stacje życia. Ty też możesz poczuć się jak ten władca. Jeśli uznasz, żeś nie jest władcą. Swojego życia.

Ślady wojennych działań - pociski zatopione w ścianie, łuski wiszące, deszcze żelazne, pamiątki frontowych zmagań, gdy Rosjanie i Austriacy starli się w walce o być albo nie być podczas Pierwszej Wojny Światowej. Żadna z potęg nie przetrwała tego pojedynku. Oba cesarstwa upadły wykrwawione na śmierć. A teraz pozostały znaki - innej wojny, jaką człowiek toczy z Szatanem, światem i ciałem.

Wota wojenne, niechciane antydary w gablocie pod szkłem. Pociski karabinowe jak zęby żarłocznych rekinów, rekinów finansjery, bo to od nich idzie zawsze pierwszy sygnał: cel? Pal! Dreszcz grozy, kiedy się widzi w klasztorze w gablocie jakby wotywnej, zamiast sznurów korali i pereł, zamiast srebrnych łańcuszków i bursztynowych precjozów, takie żelazne nic nie warte zardzewiałe klejnoty Pani Śmierci.

Instalacja równie poruszająca jak skarby zebrane w klasztornych muzeach - tym otwartym na co dzień i tym skrytym w komnatach. Dwa są takie miejsca pamięci w małopolskim, staniąteckim Opactwie. Tego oficjalnego "strzeże" wiekowa, była ksieni Anna. Staruszeczka skrząca dowcipem, opowiadaczka urodzona, narratorka klasztorna stworzona do swojej roli. Czarna skrzynka pamięci.

Amnezja nam nie grozi, jeśli będziemy w stanie przekazywać w ten sposób świadectwa kolejnym pokoleniom. Tu mechaniczne nośniki nie pomogą wiele. Nie na wiele się zdadzą cyfrowe gadżety. Nie chodzi o bezmyślne gromadzenie danych. Pendrive’y nie rozwiążą za nas problemu blaknięcia. Nie chodzi wyłącznie o zapamiętania dużych porcji informacji przez długi czas. Czyli trans-generacyjnie.

Tradycja to architektura, wielopiętrowa, labiryntowa, pełna zakamarków, jak choćby ten biblioteczny. Widzisz go? Wiem, niewiele widać. Jest tam ciemno. Ale to tu na półkach jak wino w beczkach dojrzewają stare książki i księgi. Albowiem one tu nie leżą, one leżakują. Rocznikami. W tomach kryje się prawda jak w gronowym napoju - in vino veritas. Sięgam po "Wyznania" św. Augustyna. XIX wiek.

Anachroniczność tych wędrówek najpoważniejszym zarzutem? Bo anachronizm to "niezgodność z epoką, w której dana rzecz, osoba, pojęcie występuje; przeżytek; niewspółczesność". Klasztor to niewspółczesność? Jeśli tak, to zawsze tak było. I niech tak będzie. Opactwo to nasz świat, tyle że na opak. Nie. Nasz świat to klasztor, tyle że przenicowany. Gdy tam wciąż jest coś, u nas już więcej nic.