Tego roku nad światem i Europą krążyło widmo ptasiej grypy. Wciąż trudno ocenić, czy zagrożenie było i nadal jest realne, czy też grypowa psychoza była efektem skutecznych zabiegów marketingowych firm farmaceutycznych.

REKLAMA

Zobacz również:

Faktem jest, że miesiąc po miesiącu wykrywano ogniska ptasiej grypy w kolejnych krajach. Wirus przewędrował z Azji do Europy. Pojawił się między innymi we Włoszech, Chorwacji, Rumunii i - w ostatnich tygodniach - na Ukrainie.

W Polsce gorączka ptasiej grypy wybuchła jesienią - w związku z migracją dzikich ptaków. W połowie października władze wprowadziły m.in. czasowy zakaz wypuszczania drobiu:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Z tym przestrzeganiem zakazów różnie bywało - mimo groźby kar finansowych. W aptekach i przychodniach zaczęło brakować szczepionek na zwykłą grypę, która uodparnia organizm:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Wraz z nadejściem zimy panika związana z ptasią grypą ucichła. Ale niewykluczone, że znów wybuchnie za kilka miesięcy - w związku z wiosenną migracją dzikiego ptactwa: Do pandemii dojdzie, nie wiemy tylko kiedy - to opinia amerykańskiego profesora chorób zakaźnych Gregory'ego Poland'a.

Specjaliści Banku Światowego wyliczyli, że wybuch pandemii ptasiej grypy kosztowałby rozwinięte kraje 550 miliardów dolarów.