Skrywane w teczkach PRL-u tajemnice mogą pogrążyć niejednego. Co zrobić z archiwami PRL-owskich służb specjalnych i nazwiskami ich tajnych współpracowników? Opnie są skrajnie podzielone, ale jest też złoty środek IPN-u.

REKLAMA

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że trzeba to ujawnić; Nic o nas, bez nas –przekonują Mirosław Chojecki i Zbigniew Romaszewski. Ale ich dawny przyjaciel, sprzed sierpniowej opozycji, o pomysłach ujawniania donosicieli i teczek mówi równie twardo: Absolutnie nie. Jestem temu całkowicie przeciwny.

Zdaniem Zbigniewa Janasa, ludzi złamanych przez SB należy zostawić dziś w spokoju: Jest bardzo wielu ludzi takich, którzy się wycofali, wiedząc, że nie wytrzymali, że się złamali. I oni mają prawo do spokoju.

W tym sporze między zwolennikami ujawnienia i zatajenia teczek można jednak szukać złotego środka. Ten podpowiadają historycy IPN-u. Ich zdaniem do teczek, tak jak dziś, powinni mieć dostęp naukowcy i dziennikarze, ale ten dostęp nie powinien podlegać żadnym ograniczeniom.

Ja uważam, że każdy, kto czyta te materiały i potem je upublicznia ponosi za to odpowiedzialność. Te grupy zawodowe mają swoje kodeksy etyczne i pewnych informacji nie będą upowszechniać. Natomiast, jeżeli tak się będzie działo, to z ubolewaniem, ale będę się musiał zgodzić z tym, że taki jest koszt tej operacji - mówi jeden z historyków.