Mija właśnie 45 lat od napadu na konwój warszawskiego banku pod orłami, czyli trzeciego oddziału Narodowego Banku Polskiego. Zagadka najsłynniejszego w Polsce napadu na bank wciąż pozostaje nierozwiązana.

REKLAMA

To były gigantyczne pieniądze. Ponad milion, 336 tysięcy złotych. Wtedy można było za to, od ręki kupić 10 dużych domów.

To przedświąteczny utarg z Centralnego Domu Towarowego w Alejach Jerozolimskich, obecnego „Smyka”.

Dramat rozegrał się 22 grudnia 1964 roku. O godzinie 18:35 przed bank na ulicy Jasnej w Warszawie podjechał samochód Warszawa.

W niej dwaj strażnicy Stanisław Piętka i Stanisław Skoczek oraz kasjerka Jadwiga Michałowska. Gdy wchodzili do banku, nie wiadomo skąd, padły strzały. Piętka został ranny, Skoczek zmarł po dwóch trafieniach w głowę. Kasjerka Michałowska w ostatniej chwili zdążyła się schować.

Do dziś nie wiadomo kim byli brutalni bandyci. Nikt się nie przyznał i to pomimo tego, że zbrodnia dawno uległa przedawnieniu.