Kłusownictwo na mazurskich jeziorach z roku na rok staje się coraz bardziej uciążliwe dla zarządzających jeziorami rybaków. Procederem zajmują się nieraz całe wsie, które wyławiają często tyle, ile legalnie łowią rybacy.

REKLAMA

Na mazurskich wsiach z kłusownictwa żyją całe rodziny, w budynkach gospodarczych powstają nielegalne wędzarnie i magazyny. A sami kłusownicy zrzeszają się w zorganizowanych grupach.

Kłusownicy tłumaczą się, mówiąc: Ludzie muszą z czegoś żyć, a że nie do końca jest to zgodne z prawem, to już nie jest nasz problem. Gorzej, gdy przyjedzie im stanąć przed sądem, ale i tu można się wybronić choćby poprzez zniszczenie dowodów, czyli wyrzucenie i ryb i sprzętu do wody podczas zatrzymania przez straż rybacką.

Według Zdzisława Jelonka, dyrektora gospodarstwa rybackiego w Mikołajkch, tylko na jego terenie działa kilka zorganizowanych grup. Straty, które przynoszą, ciężko oszacować. Sam sprzęt, który kłusownicy ukradli rybakom, wart jest kilkaset tysięcy złotych. Wyławiane ryby mogą być warte kilka razy więcej.

foto Archiwum RMF

21:25