Przyjrzawszy się obradom komisji sportu, która zmarnowała czas, jaki można było przeznaczyć na rozliczenie PZPN za kolejne skandale nabrałem pewności - posłowie nie są w stanie zrobić najprostszej rzeczy na świecie.

REKLAMA

Zażenowanie rosło wraz z upływem czasu, jaki komisja miała dziś na dociśnięcie Grzegorza Laty. 70 minut to całkiem sporo, i można było szefa PZPN precyzyjnie odpytać o wszystko, czego tylko sobie posłowie zażyczą. Lato to nie gaduła, czasu mogło wystarczyć, choćby na wyjaśnienie jaka jest jego rola w rozmowach, których nagrania dostarczono do prokuratury. Na ich podstawie odwołano wczoraj sekretarza Kręcinę - co z prezesem Lato?

Zamiast tego posłowie woleli robić to, co potrafią robic najlepiej: tracić czas na mętne wywody swoje i zaproszonych gości, wdawać się w utarczki, "ad vocem", sprostowania i połajanki. Efekt? Prezes Lato po prostu oświadczył, że nie ma już czasu, bardzo chętnie (?) weźmie udział w kolejnym takim spektaklu - i wyszedł.

Nie wiem, jak posłowie wyobrażaja sobie przygotowanie do podobnych debat. Zdrowy chłopski rozum podpowiada, że reprezentujące i koalicję i opozycję prezydium komisji powinno przed posiedzeniem ustalić jego precyzyjny plan, który powinien być znany i respektowany przez członków komisji. Można było podzielić tych kilkadziesiąt minut na serie pytań, dotyczących treści nagrań, budowy siedziby PZPN, dziwacznego logo zwanego "piłkorzeł", nawet napowietrznego chrapania Pana Zdzisława. W efekcie otrzymalibyśmy spektakl rzeczywiście wart śledzenia, a byc może dałoby się odpowiedzieć na którekolwiek z pytań, jakie wciąż wiszą nad władzami polskiej piłki nożnej.

Ku uciesze prezesa PZPN jednak posłowie zamiast w zorganizowany i zaplanowany sposób dociskać jego - kompletnie chaotycznie dociskali siebie nawzajem. Gadali do siebie.

Zupełnie jakby nikt nie zauważył, że decyzje w związku podejmuje nie sekretarz, ale prezes, i że przecież Kręcina z kimś na kompromitujących nagraniach rozmawiał.

Jeśli posłowie w ten sposób zamierzaja wyjaśniać sytuację w PZPN wcale nie będe zdziwiony, jeśli za chwilę usłyszymy, że w gruncie rzeczy Kręcina na nagraniach też gadał do siebie.