Już ponad pięćset razy w tym roku opolscy strażacy musieli wyjeżdżać do płonących traw - spłonęło ponad czterysta hektarów użytków rolnych. "To prawdziwy rekord", mówią strażacy i dodają, że większość pożarów to podpalenia, a podpalaczami są rolnicy.

REKLAMA

Pomimo, że coraz więcej i częściej mówi się o zagrożeniach jakie niesie wypalanie traw, to jednak niektórym rolnikom nie da się wytłumaczyć, że takie działania tylko zubożają glebę, ponieważ samo wypalanie weszło im już po prostu w krew. „Jest to proceder związany z terenami wiejskimi jednak. Można powiedzieć, że to działa jak narkotyk co roku wiosną” – powiedział rzecznik opolskich strażaków Adam Michniewicz. Dodaje, że trudno jest złapać podpalacza na gorącym uczynku, a nawet jeśli to tłumaczenie jest jedno – przecież da się ugasić ten pożar. Amatorów „ogniska” nie przerażają kary, bowiem najwięcej ile mogą zapłacić to 500 złotych. Na szczęście w tym roku na Opolszczyźnie do poważnej tragedii jeszcze nie doszło. Posłuchaj relacji reportera radia RMF FM Jacka Kaczora:

Foto RMF FM

10:30