Prawie 27 lat przy boku Jana Pawła II, mnóstwo wspomnień, obrazy z tysięcy zdjęć z chwil radosnych i bolesnych, a w domu zaledwie kilka fotografii – oto, co zapisał w swojej pamięci Arturo Mari, osobisty fotograf Jana Pawła II. Jego wspomnień wysłuchała korespondentka RMF, Agnieszka Milczarz.

REKLAMA

Arturo Mari czas przed śmiercią papieża wspomina jako okres bardzo trudny. Ale też był to czas, na który Jan Paweł II wszystkich przygotował. - On nas przyzwyczaił do tego odejścia, przygotował na to spotkanie z Bogiem, którego oczekiwał z wielką radością. Dlatego gdy umierał, widziałem, że jest w lepszym świecie, to był moment spokoju, nie było cierpienia - przyznaje i dodaje, że mimo wszystko wciąż nie może się pogodzić z odejściem polskiego papieża.

Wciąż jednak czuje jego obecność. - Czuję, że jest zawsze blisko. To zdanie, które wypowiedział Benedykt XVI, że spogląda na nas ze swojego okna, jest prawdziwe. Prawdziwe, bo nie ma dnia, żebym w modlitwie czy przy innych okazjach nie czuł go blisko siebie. Tak jakby siedział teraz obok mnie - opowiada Mari.

Dzieje się tak, choć fotograf ma w swym domu zaledwie kilka papieskich fotografii – tych najbliższych sercu. Reszta pozostała w archiwach „L’Osservatore Romano” – dziennika, z którym się związał, gdy jego zadaniem stało się fotografowanie papieża.

Wśród najcenniejszych jest fotografia zrobiona podczas Drogi Krzyżowej w prywatnej kaplicy Jana Pawła II. Mari mówi, że było to podsumowanie całego pontyfikatu i cierpienia papieża-Polaka. - Kiedy w kaplicy Świętego Stanisława podano mu krzyż przy czternastej stacji Drogi Krzyżowej, położył na nim głowę, oparł blisko serca. Moim zdaniem to był znaczący gest zamykający cały jego pontyfikat, misję apostolską, wszystko to, co zrobił w imię Boga - opowiada.

Strata, jaką była śmierć Jana Pawła II, była dla niego tym większa ze względu na niezwykłe relacje, łączące go z papieżem. Fotograf przyznaje, traktował go jak ojca. - W dobrych chwilach, w momentach, kiedy miałem problemy, mimo nawału pracy, mimo jego kłopotów, zawsze znalazł czas, by mnie wysłuchać. Tylko ojciec tak się zachowuje. Dlatego nie wstydzę się powiedzieć i potwierdzić, że traktowałem go jakby był moim tatą - przyznaje ze wzruszeniem fotograf.

Do końca chce pozostawić tylko dla siebie tajemnicę ostatniego papieskiego zdjęcia. Fotografie powstawały niemal do ostatniej chwili – mimo bólu i cierpienia na twarzy papieża. „On niczego nie ukrywał, taki po prostu był” – mówi fotograf. Twierdzi, że właśnie dzięki temu jego praca była spokojna i harmonijna. - Może było tak, że starałem się wydobyć z niego wszystko co najlepsze, ale powtórzę, on zawsze był taki sam, nigdy niczego nie skrywał - zapewnia Arturo Mari.