Prawie 60 Palestyńczyków zostało dzisiaj rannych w starciach z izraelskim wojskiem. Stan czterech osób jest bardzo ciężki. Szczególnie ostre walki toczyły się w strefie Gazy.

REKLAMA

Sygnałem do ataku na posterunki izraelskie był pogrzeb młodego Palestyńczyka, zastrzelonego wczoraj w Erez na granicy Izraela i Autonomii. W trakcie masowych demonstracji lokalni przywódcy Fatah, ugrupowania Jasera Arafata wzywali do powszechnego powstania przeciwko okupacji izraelskiej. Ich głosy połączyły się z apelami ekstremistów islamskich z Hamasu i Dżihadu, którzy zyskują coraz większe poparcie wśród Palestyńczyków. W jednym ze szpitali na Zachodnim Brzegu zmarł 16-letni palestyński chłopak, ciężko ranny podczas wczorajszych walk z Izraelczykami. Jest to już 145 śmiertelna ofiara trwających od miesiąca zamieszek.

Po piątkowych zamieszkach, w których zginęło czterech Palestyńczyków, całą noc na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy dochodziło do izraelsko-palestyńskich starć. Po zapadnięciu zmierzchu izraelskie wojsko użyło helikopterów i czołgów w odpowiedzi na ostrzelanie przez uzbrojonego palestyńczyka żydowskiego osiedla na przedmieściach Jerozolimy. Prezydent Bill Clinton po raz kolejny wezwał obie strony do zaprzestania przemocy i wznowienia negocjacji. "Moim zdaniem obecna fala przemocy musi zostać wstrzymana by obie strony mogły ponownie zasiąść do stołu rokowań i rozmawiać o perspektywie trwałego pokoju. Staram się jak mogę. Jestem tak samo sfrustrowany wydarzeniami jak wy, to bardzo bolesne" - powiedział Clinton, który wciąż ma nadzieję, że uda się przekonać zarówno izraelskiego premiera Ehuda Baraka jak i przywódcę palestyńskiej autonomii Jassera Arafata do przyjazdu do Waszyngtonu na odrębne rozmowy. Tymczasem władze Izraela ostrzegają przed możliwością kolejnych samobójczych zamachów ze strony islamistów.

Deminstracje przed Białym Domem