Prawie milion złotych wpadło w ręce doskonale zorganizowanej grupy hackerów, działających na terenie Polski. Złodzieje, wykorzystując słabe zabezpieczenia, kradną pieniądze z kont bankowych.

REKLAMA

Ofiarami złodziei są osoby, dokonujące rozmaitych opłat za pośrednictwem Internetu. Gang działa od kilku miesięcy. Na jego ślad wpadła krakowska policja. Niestety, część ofiar jeszcze nie wie, że z ich kont zniknęły pieniądze.

Kradzież wymaga wykonania kilku skomplikowanych operacji. Najpierw komputer klienta banku zostaje zainfekowany wirusem – szpiegującym koniem trojańskim, ożywiającym się w momencie, gdy klient w wyszukiwarce wpisze np. słowo „bank”. Wówczas wirus zaczyna sczytywać wszystkie uderzenia w klawiaturę i kliknięcia myszką. Następnie nieświadomy klient wysyła te informacje na konta pocztowe złodziei, którzy – analizując kombinacje ruchów na klawiaturze – ustalają wszystkie potrzebne numery. Wówczas wyczyszczenie konta nie stanowi już problemu.

Zagrożeni są klienci, dokonujący przelewów za pośrednictwem Internetu, którzy przy każdej operacji posługują się tym samym kodem lub numerem PIN. Najbezpieczniej jest zatem, gdy każdy przelew lub wpłata chroniona jest osobnym kodem, wydawanym przez bank.

Według Remigiusza Kaszubskiego ze Związku Banków Polskich, klienci, aby uchronić się przed kradzieżą, nie powinni afiszować się ze swoimi danymi. Nie należy także wchodzić na stronę internetową banku poprzez przeglądarkę, a jedynie bezpośrednio. Niebezpieczne jest również odpowiadanie na maile, w których rzekomy bank prosi nas o podanie nas swoich danych.

Jeśli jednak ta przezorność nie wystarczy, jak zapewnia Remigiusz Kaszubski, ewentualne straty pokrywa bank, który nie zapewnił odpowiedniej ochrony naszych pieniędzy. Jedynym przypadkiem, kiedy odpowiedzialność pozostaje po stronie klienta, jest sytuacja, gdy bank udowodni nam nienależytą staranność. Jest to jednak bardzo trudne - tłumaczy przedstawiciel Związku Banków Polskich.