„Szczerze mówiąc nie słyszałem wcześniej o takim przypadku. To przypomina bardziej materiał na scenariusz filmowy” – mówi o porwaniu malezyjskiego Boeinga 777 ekspert i redaktor naczelny lotnictwo.net Krzysztof Moczulski. „W przypadku 11 września terroryści przejęli samolot po to, żeby go rozbić i w ten sposób zamanifestować swoje poglądy światu. Natomiast tutaj samolot tydzień temu się rozpłynął w powietrzu i nie było żadnych żądań ze strony potencjalnych porywaczy. To wskazuje raczej na to, że to uprowadzenie samolotu nie miało charakteru terrorystycznego” - dodaje.

REKLAMA

Grzegorz Kwolek, RMF FM: Panie Krzysztofie, pojawiła się teraz informacja, że sprawa malezyjskiego samolotu to porwanie. Jakie przesłanki mogłyby wskazywać na to, że jest to prawdopodobne?

Krzysztof Moczulski, redaktor naczelny lotnictwo.net: Te informacje, które uzyskaliśmy na konferencji prasowej bardzo uprawdopodobniają to, że to było działanie celowe i ten samolot został uprowadzony. Pierwszy transponder został wyłączony tuż po godzinie 1 w nocy. Drugi transponder został wyłączony 20 minut później. Zaraz potem, jak samolot wlatywał nad Półwysep Malezyjski został wyłączony system raportowania ACARS. Myślę, że to dość jednoznacznie świadczy o tym, że jednak było to celowe działanie osoby na pokładzie tego samolotu.

To są urządzenia, które odpowiadają za lokalizację samolotu. One są proste w obsłudze urządzenia i wystarczy krótkie przeszkolenie, żeby je obsługiwać czy trzeba do tego eksperta?

Osoba, która to zrobiła z pewnością musiała znać doskonale zarówno technikę pilotażu, jak i samolot od strony technicznej. Najprościej wyłączyć transponder poprzez wyłączenie bezpieczników zabezpieczających oba te systemy. To samo z systemem ACARS. Natomiast druga rzecz to jest wprowadzenie planu lotu. Nie da się praktycznie lecieć samolotem "na rękach" przez tyle godzin. Ktoś też musiał wprowadzić nowy plan lotu do FMS-a (Flight Management System). To jest komputer pokładowy, w który się wstukuje punkty nawigacyjne, po których samolot ma lecieć na swojej trasie.

To wyższy poziom zaawansowania, niż ten, z którym mieliśmy do czynienia w przypadku ataków z 11 września, prawda? Bo tam piloci-terroryści przejęli ten samolot tak naprawdę na chwilę, prawda?

Tak, w przypadku 11 września terroryści przejęli samolot po to, żeby go rozbić i w ten sposób zamanifestować swoje poglądy światu. Natomiast tutaj samolot tydzień temu się rozpłynął w powietrzu i tak naprawdę przez tydzień nie było żadnych żądań ze strony potencjalnych porywaczy. To wskazuje raczej na to, że to uprowadzenie samolotu nie miało charakteru terrorystycznego.

Dało się wylądować takim samolotem na terenie przygodnym? Jest to możliwe?

Wylądowanie samolotem tego typu na terenie przygodnym jest bardzo trudne. Jeżeli ktoś dokładnie wie gdzie chce wylądować i ma plan - jest możliwe. Wylądowanie samolotem tak naprawdę, jeżeli on jest pusty, spalone jest paliwo i jest stosunkowo lekki, nie wymaga wcale aż tak długiego pasa. Bardzo wprawnemu pilotowy wystarczy 600-800 metrów, żeby ten samolot posadzić i wykonać dobieg. Natomiast ktoś musi naprawdę doskonale znać miejsce, w którym będzie lądował, przećwiczyć to, zwłaszcza, jeśli nie ma pomocy nawigacyjnych typu radiolatarnie czy system ILS. Jeżeli robi to całkowicie ręcznie to musi bardzo precyzyjnie zaplanować ten manewr.

Jest możliwe przejęcie takiego samolotu bez współpracy załogi, bez żadnego sygnału z ich strony? Pytam dlatego, że malezyjskie służby sprawdzały dziś dom jednego z pilotów.

Myślę, że jest to bardzo mało prawdopodobne. Kokpit jest zabezpieczony specjalnym kodem. Przed startem podczas briefingu kapitan podaje hasło awaryjne. Jeżeli stewardessa dzwoni do kokpitu i mówi: "Piątek trzynastego", a to hasło zostało ustalone jako "zagrożenie", to wtedy kapitan wie, że ma zaryglować kokpit tak, że nawet żadnym kodem nie można otworzyć drzwi. Wtedy automatycznie powinien ustawić transponder na kod 7500, czyli kod porwania. Wtedy kontrolerzy widzą od razu, że ten samolot ma kłopoty w powietrzu.

Boeing 777 to jest jedna z największych maszyn. Jest możliwe w ogóle jego zniknięcie w powietrzu? On nie jest on śledzony satelitarnie właśnie przy pomocy tych transponderów? Da się zniknąć poza zasięg radarów?

Osoba, która dokonała tego czynu wiedziała dokładnie, co robi. Możemy śmiało mówić, że mamy do czynienia z działaniem celowym. Kontrolerzy pracują na tak zwanych radarach wtórnych, które opierają się na komunikacji z transponderem. Transponder komunikuje typ maszyny, to, dokąd ona leci, wysokość i prędkość. Natomiast w momencie, kiedy transportery zostaną wyłączone pozostaje jedynie obraz radaru pierwotnego. Trzeba pamiętać, że ten samolot lecąc nie był identyfikowalny na tym radarze pierwotnym.

Był kiedykolwiek taki przypadek, podobna sytuacja? Słyszał pan o takim przypadku?

Szczerze mówiąc o takim przypadku nie słyszałem. To przypomina bardziej materiał na scenariusz filmowy. Mieliśmy do czynienia z przypadkami dużo bardziej tragicznymi i prozaicznymi, czyli samobójstwami pilotów. Taki wypadek był, jeżeli chodzi o samolot EgyptAir, który został rozbity w Oceanie Atlantyckim. Niedawno mieliśmy również właśnie samobójstwo pilota. W momencie, kiedy drugi kapitan wyszedł do toalety, pilot się zaryglował, skierował samolot w stronę ziemi i rozbił maszynę. To było w Afryce. Natomiast takiego wypadku, że samolot po prostu zniknął i przez tydzień go nie można odnaleźć, nie pamiętam.