700 procedur rejestracji leków do powtórki. Inne na razie będą wstrzymane. To konsekwencja braku własnoręcznego podpisu wiceministra zdrowia na dokumentach, dopuszczających lekarstwa do obrotu.

REKLAMA

Od końca lipca z resortu zdrowia wychodziły dokumenty bez podpisu ministra, czyli... nieważne. Wiceminister Rafał Niżankowski tłumaczy, że dokumentów nie podpisywał własnoręcznie, bo bolała go ręka. W zamian używał faksymile - pieczątki, dokładnej reprodukcji podpisu.

Uszkodziłem sobie nadgarstek jakiś czas temu. Po dłuższym okresie - a tych podpisów jest bardzo dużo - ta ręka zaczęła mnie boleć. W związku z tym wyjąłem tę faksymile i zacząłem się nią posługiwać - mówi Niżankowski.

Dokumenty dotyczyły bardzo ważnych spraw – dla określonego leku i jej producenta oznaczały one być albo nie być na polskim rynku. Konsekwencją tej afery będzie powtórzenie, przynajmniej w części, kilkaset postępowań rejestracyjnych. Firmy mogą domagać się od resortu odszkodowań za błędy w procedurze.

Posłuchaj relacji reporterki RMF Agnieszki Burzyńskiej: