Rano minister infrastruktury zasiał nadzieję u pasażerów kolei. "Ci, którzy winni są zamieszania z rozkładami jazdy, będą ukarani" - zapowiedział. Potem okazało się, że zapowiadanego odebrania premii rocznych nie będzie. Bo być nie może. Niespełnione zostały warunki osiągania zysku przez kolejową spółkę albo stażu pracy nagradzanego.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Uśmiech "Elvisa" zamiast rozmowy o kolei - zobacz film

Czy Cezary Grabarczyk nie ma pojęcia, jakie zasady obowiązują w kolejowych spółkach, które mu podlegają? Zdecydowanie, i to nieprzerwanie od wielu miesięcy. Nadzorowany przez niego Urząd Transportu Kolejowego nowy rozkład jazdy powinien uzgodnić do połowy września. Przewidzenie tego, że w zimie będzie zimno, nie powinno przerastać kogoś, kto konstytucyjnie odpowiada za infrastrukturę transportu.

Ostatnio jednak minister Grabarczyk dał się poznać z najfatalniejszej strony, czyli od strony pleców, które parokrotnie pokazał wszystkim w odpowiedzi na pytania o konsekwencje kolejowego chaosu. Do świecenia oczami i przepraszania w Sejmie Grabarczyk wysłał swojego zastępcę - sam był zajęty. Zajęcie polegało zaś na mówieniu w telewizji o rzekomym karaniu odpowiedzialnych.

I chociaż sam pomysł karania przez odebranie nagrody wydaje się wystarczająco durny, minister Grabarczyk dał się jeszcze złapać na szwindlu, bo mówił o odbieraniu nagród, których i tak nie mógłby przyznać. Gdyby tylko znał swoje własne rozporządzenie, które nie pozwala mu nagradzać szefów firm, przynoszących straty. Nie dość więc, że Grabarczyk nie kontroluje czegokolwiek i unika za to odpowiedzialności, to jeszcze wprowadza nas wszystkich w błąd.