W biały dzień, około 30 osób wchodzi do budynku parlamentu i mimo asysty strażników, przerywa obrady Sejmu. Dajcie nam pracę! Przyszliśmy wypełnić te puste miejsca! - tak wołali do posłów przedstawiciele Ruchu Obrony Bezrobotnych, którzy po południu wtargnęli do Sejmu i przerwali obrady.

REKLAMA

Kiedy odśpiewano Rotę, protestujący odczytali swoje postulaty: uruchomienie masowych robót publicznych i jeden ciepły posiłek dziennie. Tłumaczyli, że dotąd składali swoje petycje przez sejmowe Biuro Podawcze, ale byli lekceważeni, więc przyszli żądania złożyć osobiście.

Protestujący czekali w Sejmie na marszałka Marka Borowskiego. O 16. marszałek w towarzystwie ministra pracy Jerzego Hausnera przyjął delegację Ruchu Obrony Bezrobotnych. Borowski poprosił policję, aby zwolniła zatrzymanych członków Ruchu. Gdy tak się stało, protestujący opuścili Sejm i udali się na dalsze rozmowy do Ministerstwa Pracy.

Tam Jerzy Hausner obiecał im, że będą zapraszani na posiedzenia Sejmowej Komisji Polityki Społecznej. Ma też poruszyć sprawę bezpłatnych przejazdów dla bezrobotnych oraz Huty Jedność, gdzie pracownicy nie otrzymali wynagrodzenia.

A co ma do powiedzenia komendant Straży Marszałkowskiej? Sejm był chroniony na miarę zagrożeń, które do tej pory występowały - twierdzi Ryszard Szymczyk. Dodaje, że wejścia pilnowało dwóch strażników oraz pirotechnik i podkreśla, że nie ma takiej liczby strażników, której by się nie dało przepchnąć...

Na miejscu był reporter RMF Jan Mikruta. Posłuchaj jego relacji:

Foto: Archiwum RMF

06:15