Coraz szersze kręgi zatacza w Austrii afera handlarzy bronią. Szajka z Burgenlandu wpadła przy próbie przemytu broni przez Słowenię do Kosowa. Przemycane karabiny, amunicja i granaty, starczyłyby do całkowitego uzbrojenia tysiącosobowego oddziału.

REKLAMA

Afera momentami przypomina film gangsterski. Wczoraj jeden z podejrzanych, 44-letni kierowca, najprawdopodobniej jeden z ważniejszych członków szajki, zastrzelił się niemal na oczach policjantów. W czasie przesłuchania w areszcie, poprosił nagle o odprowadzenie do toalety – tam z pistoletu strzelił sobie w skroń. Policja nie potrafi wyjaśnić czy broń, mimo wielu przeszukań miał przy sobie, czy też ktoś ukrył ją wcześniej w toalecie. Ostatnio dokonano dalszych aresztowań osób, które miały związek z aferą. Zatrzymano miedzy innymi nadzwyczaj spokojnego, według sąsiadów, rolnika – w jego stodole znaleziono sto karabinów maszynowych i 70 kilogramów amunicji.

Afera wybuchła kiedy w słoweńskim porcie Koper na Morzu Adriatyckim wykryto próbę przemytu broni. Celnikom wydało się podejrzane, że w niespełna stu skrzyniach mieścić się miały używane stare urządzenia techniczne, a wartość przesyłki była niższa niż koszta transportu. Wezwano więc nadawcę, 55-letniego Austriaka i przy nim otworzono tą skrzynię. Owszem – przyznał – to jest broń, ale stara, używana i nic nie warta. Miała ponoć służyć do kręcenia filmu wojennego, ale jakiego filmu i gdzie - na te pytania nie umiał odpowiedzieć.

Foto: Archiwum RMF

18:40