Ponad 3 mln zł zaległości podatkowych ma osoba zarabiająca 1,2 tys. złotych. Jak to możliwe? Jerzy Wieczorek pracował w spółce kontrolowanej przez śląskiego aferzystę - Krzysztofa P., który odpowiada przed sądem za wielomilionowe wyłudzenia oraz łapówkarstwo.

REKLAMA

Właśnie za długi jednej ze spółek Krzysztofa P. ma odpowiadać Jerzy Wieczorek, mimo że sam sprawę zgłosił do prokuratury i zeznaje przeciwko P.

Decyzja absurdalna. Ale jak się okazuje, aparat skarbowy działa zgodnie z prawem. Kiedy urząd skarbowy nie znalazł pieniędzy u właścicieli spółki, zażądał ich od prezesa – a był nim wówczas Wieczorek. Dług to nieodprowadzony podatek VAT plus odsetki.

Insbud, którym przez kilka miesięcy kierował Wieczorek, został wykorzystany w łańcuszku fikcyjnych transakcji. Ich celem było wyłudzenie podatku. Teraz spółka została z niezrealizowaną umową i pustą kasą. Wieczorek był nieświadomym figurantem i teraz ponosi tego konsekwencje.

Będą mi chyba potrącać z pensji do końca życia i zostaję w nędzy - mówi reporterowi RMF. To jest wegetacja. W tej chwili urząd skarbowy potrąca mu z pensji ok. 600 złotych, czyli 50 proc. wynagrodzenia.

Wieczorek mieszka w Będzinie, w bloku z wielkiej płyty, nie ma żadnego majątku, więc 3 mln złotych, to dla niego niewyobrażalna suma. Najpierw odwołał się do Izby Skarbowej - przegrał, wygrał natomiast przed Naczelnym Sądem Administracyjnym.

NSA uchylił decyzję Izby, stwierdzając rażące naruszenie prawa. Mimo to urząd nadal zajmuje wynagrodzenie Wieczorkowi. To niezgodne z prawem – mówi sędzia NSA Zbigniwe Morys. Do czasu ponownego rozpatrzenia sprawy – wyjaśnia - podatnik nie powinien ponosić skutków decyzji urzędu skarbowego, bo ta decyzja nie jest ostateczna.

07:40